piątek, 20 listopada 2015

Rozdział IV

  Siedziałam w lokalu, gdzie zwykle Adam wyciąga mnie na lunch podczas mojej przerwy, gdy oboje nie mamy planów jak lub z kim go spędzić. W drodze rozmawialiśmy o sprawach biznesowych, o spotkaniu z moim szefem i o ich wspólnym biznesie, który jakby trochę też nadzoruję. Przy zamówionych daniach, moją zupą serową i jego spaghetti, opowiedziałam mu o chrzcinach Felipe, a gdy zamówiliśmy kawę i po kawałku ciasta…
- Teraz mi powiedz dlaczego nie spałaś całą noc. Carlota, co się stało? – Poczułam na sobie to jego przeszywające spojrzenie. Westchnęłam, przywołując w pamięci moją wczorajszą rozmowę z Sergio. Od razu posmutniałam, bo wcześniej zdążył poprawić mi odrobinę humor.
- Sergio wczoraj wieczorem zasugerował mi, że chciałby mieć dziecko.  – odpowiedziałam cicho, bawiąc się widelczykiem i burząc idealny kawałeczek ciasta. Adam jakby na chwilę zastygł.
- I rozumiem, że nie przyjęłaś tego zbyt dobrze? To znaczy… Uciekłaś od tego jak najdalej mogłaś?
- Zasłoniłam się pracą. Musiałam jeszcze skończyć kilka dokumentów, więc jakoś skończyłam ten temat… - Spojrzałam na przyjaciela. – Sergio jest naprawdę cudowny i to z nim chciałabym stworzyć taką prawdziwą rodzinę, ale… - Słowa utknęły mi w gardle, wpadając na gulę, która mi w nim rosłą, gdy tylko pomyślałam o tym.
- Wiem. - Skinął głową i złapał za moją dłoń, mocno ją ściskając. – Myślę, że naprawdę powinnaś zdobyć się na odwagę i mu o wszystkim powiedzieć . Jeżeli to naprawdę ten facet to zostanie i będzie już tylko łatwiej…
- Adam, boję się.
- Chyba wiem o tym najlepiej, że daleko zaszłaś, ale został ci jeden, ostatni i najważniejszy krok w przód, który musisz wykonać. Bez niego ani rusz, więc porządnie się nad tym zastanów. – powiedział dobitnie. Czasami potrafił doradzić jak mało kto, był takim moim psychologiem. Pamiętam, że ja kiedyś byłam takim dla niego. Nagle rozdzwonił się jego telefon, a on od razu się skrzywił i spojrzał na wyświetlacz. – Ważne. Przepraszam, ale muszę uciekać. Wiem, że będzie dobrze! – powiedział, ucałował mnie w policzek i zostawił na stoliku banknot, zawierający spory napiwek dla kelnerki, która ciągle posyłała mu uśmiechy zza baru.

Gdy wróciłam do domu, powitała mnie tam niemała niespodzianka. Razem z Sergio czekał na mnie jego brat oraz żona, których bardzo, ale to bardzo lubiłam. Rene był świetnym facetem, ale nie tak bardzo jak jest brat oczywiście, a Vania była typem zawsze radosnej i pozytywnej osoby. Cała trójka czekała na mnie z obiadem, który ponoć zrobili panowie, ale i tak wiem, że duży wkład miała w tym bratowa mojego Sergio.
- Powinniśmy wieczorem gdzieś wyjść. – zaproponował Rene, gdy wspólnie sprzątaliśmy po posiłku.
- To wcale nie jest głupi pomysł. – odezwał się piłkarz. – Adam mógłby załatwić nam loże u siebie i zobaczymy, czy ktoś jeszcze będzie chciał iść.
- Myślę, że to nie będzie problem. Zaraz zadzwonię i zapytam, a wy pomyślcie kto chciałby pójść. – stwierdziłam i odłożyłam do szafki ostatni talerz.
Niedługo później wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia. Ubrałam czarną, obcisłą sukienkę z długim rękawem, sięgającą do połowy ud, a Vania postawiła na mocno wycięty top z cekinami i jeansy. Nasi panowie świetnie prezentowali się w jeansach i koszulach, Rene w białej, a Sergio czarnej. Gdyby nie fakt, że mieliśmy gości, nie wypuścilibyśmy się tak szybko z domu, bo Sergio ciągle wodził za mną wzrokiem, a i ja prześwietlałam go od góry do dołu. Mój facet był naprawdę przystojny i podobał się kobietom, dostawał często propozycję od nich, przez co czułam się zazdrosna, ale gdzieś tam miałam pewność, że był tylko i wyłącznie mój. Taki był mój Ramos.
Całą czwórką wsieliśmy do taksówki i pojechaliśmy do klubu Adama. Wspominałam o licznych inwestycjach mojego przyjaciela. Miał tego trochę, wszystko w innych branżach. Czasem nazywałam go takim Greyem albo Crossem, ale on wtedy udawał obrażonego i odpowiadał, że w odróżnieniu od nich, on ma jeszcze zdrową głowę.
Ochroniarz przy wejściu wpuścił nas bez kolejki, a chwilę później byliśmy witani przez samego gospodarza. Przedarliśmy się przez bawiący się tłum i wyszliśmy na piętro, gdzie czekała dla nas olbrzymia strefa VIP.
Niedługo później doczekaliśmy się także mojej siostry z mężem, którzy zostawili synka z dziadkami, Cristiano, Isco razem z jego dziewczyną oraz Marcelo, James i Alvaro ze swoimi partnerkami.
Siedzieliśmy wszyscy razem, rozmawialiśmy, żartowaliśmy i śmialiśmy się, a kelnerki donosiły nasze zamówienia.
Zaczęły się jakieś historyjki o początkach związków niektórych, takie jak ta, że Carlota od samego początku dała kilka koszy Alvaro, a teraz są szczęśliwym małżeństwem z dwójką dzieci.
- Ja poznałem Sol, gdy dołączyłem w podstawówce do nowej klasy i nauczycielka posadziła mnie z nią. To była kara dla chłopca. Teraz dziękuję za to tej kobiecie. – zaśmiał się Javier i ucałował moją siostrę.
- A później nosiłeś jej tornister ze szkoły. – dodałam, po czym wszyscy zaczęli się śmiać.
- Ej, ale to było nawet słodkie! – zaśmiała się Vania.
- Słodkie albo i nie słodkie, ale u nich to ja ucierpiałem, a ten zebrał plony. – Cristiano wskazał na mnie i Sergio. Wszyscy znali już tę historię, gdy to wpadłam na plan kręcenia reklamy, którą zajmował się mój szef z tacką kaw na wynos, po czym wpadłam na niego i wylałam wszystko na ubranie do kręcenia, w które był już przebrany. Całe szczęście, że kawa już nie była tak gorąca, ale gwiazdor i tak się wściekł, a Sergio stojący obok niego, stanął w mojej obronie, mówiąc, że był to wypadek i na pewno nie chciałam. Uśmiechnął się słodko do mnie i pomógł pozbierać plastikowe kubki, gdy Cristiano wrócił się przebrać. Podziękowałam mu wtedy i zabrałam się za swoje obowiązki, ale jednak pod koniec dnia znalazł mnie na planie i poprosił o numer.
- Ty byłeś za bardzo przejęty kawą na sobie. – zaśmiał się Ramos. – Czuj się, że dzięki tobie ta kobieta jest tu ze mną i sprawia, że jestem szczęśliwy. – dodał, a ja za to posłałam mu szeroki uśmiech. On był szczęśliwy, ja z nim byłam, ale w głębi wiedziałam, że chciał być jeszcze bardziej z czymś co jest moim tematem tabu.
- Ehhh, chyba tylko nas dwóch wie co to znaczy nie być pod pantoflem. – westchnął Ronaldo, zwracając się do Adama, który siedział pomiędzy nim, a Isco. Tylko tych dwóch w naszym dzisiejszym towarzystwie nie miało swojej drugiej połówki. Adam postawił na luźny tryb życia, a Cris całkiem niedawno rozstał się ze swoją wieloletnią partnerką. Obaj byli aktualnie do wzięcia.
- Dziś to przemilczymy, Cris. Za dzisiejsze spotkanie, nasze zwycięstwa i powodzenia dla naszych kobiet! – Marcelo uniósł swoją szklankę z drinkiem, by wznieść toast.  – Zdrowie! – zawołał, po czym każdy z nas upił łyk swojego trunku.
  Bawiliśmy się przy stole i później na parkiecie. Przeważnie tańczyłam z moim Sergio, ale nie odmówiłam również tańca z Adamem, Cristiano, Rene czy Marcelo. To był dobry pomysł. Taka odskocznia od codzienności. Moment na rozerwanie się dla każdego z nas, nie myśleniu o trudnych tematach i jak sobie z nimi poradzić.
Do domu nie wróciliśmy tak bardzo późno, bo ja następnego dnia miałam iść do pracy, Sergio na trening, a Rene z Vanią chcieli rano wracać do siebie, chociaż sądząc po stanie starszego Ramosa nic na to nie wskazywało. Poza tym, po obu było widać, że bawili się za dobrze!
Wysiedliśmy pod domem z taksówki i pierwsi pod drzwiami pojawili się Sergio i Rene, wzajemnie się o siebie podpierając. Zaczekali cierpliwie aż znajdę klucz w swojej torebce i wpuszczę ich do środka, gdzie w samym progu zostali przywitani przez szczekającego na nich Futrzaka.
- Widać, że pies nie przyzwyczajony do widoku swojego pana w stanie nietrzeźwości. – zaśmiała się dziewczyna, a ja jej przytaknęłam i spojrzałam w kierunku chłopaków, którzy stali przed schodami i głośno zastanawiali się jak razem po nich wyjść. Nie zastanawiając się, Vania wyjęła swoją komórkę i zaczęła ich nagrywać. – To będzie lepsze niż samo opowiadanie im o tym jutro. – dodała. Przez chwilę się z nich śmiałyśmy, gdy ci bardzo poważnie zastanawiali się nad teleportacją na piętro, ale w końcu postanowiłyśmy, że każda  z nas zajmie się swoim osobistym Ramosem i zabierze go do łóżka. W głowie już miałam widok zaspanego Lobo ze zmierzwionymi włosami, który prosi o szklankę wody lub jęczy z bólu głowy.
     Następnego dnia o wiele się nie pomyliłam, bo gdy wróciłam po pracy, nasi goście jeszcze byli, a obaj panowie siedzieli na kacu. Sergio o wiele mniejszym, bo pomógł mu trening, ale nadal kiepsko się czuł. Całe szczęście, że dziś byli na siłowni, bo nie tylko on się tak zaprawił. Mistrzem okazał się być Isco, który wpadł tam spóźniony, a na dodatek zamiast w otwarte drzwi to w szklaną szybę. Ponarzekali jeszcze trochę, licytując się z nami i prosząc o usunięcie ich kompromitującego filmiku z telefonu. Oczywiście, Vania to zrobiła, ale wcześniej przesłała go mnie. Na szczęście ani Sergio, ani Rene o tym nie wiedzieli.

piątek, 30 października 2015

Rozdział III

Podniosłam się z łóżka siostry i poprawiłam swoją niebieską sukienkę, kiedy ona zabrała na ręce swojego miesięcznego już synka, a mojego chrześniaka. Trzeba było go przebrać, więc zabrałyśmy go wcześniej do sypialni. Włożyłam na nogi szpilki i wolnym krokiem wyszłam za nimi.
Ledwo pojawiliśmy się w dużym pokoju, a nasza mama do nas podeszła i porwała do siebie swojego pierwszego wnuka. Była taka szczęśliwa i dumna!
Dziś odbył się chrzest małego Felipe, po którym cała rodzina zebrała się w domu mojej siostry na obiedzie. Byłam ja z Sergio, moi rodzice, rodzice Javiera oraz jego starszy brat z rodziną.
Zjedliśmy obiad i na deser po kawałku tortu. Każdy usiadł z kawą lub herbatą i tak spędziliśmy całe popołudnie.
Wyszło na to, że to my pierwsi zaczęliśmy się przygotowywać do wyjścia. Sergio grał wczoraj mecz, a ja siedziałam na trybunach. Czekałam na niego i tak razem wróciliśmy bardzo późno, a w dodatku rano jeszcze musiał być na treningu. Nie dziwiłam się, że był zmęczony, a ja i tak musiałam jeszcze trochę popracować. Mogłam to zrobić w sobotę, jak zwykle to robię, ale wyszło, że musiałam to skończyć w niedzielny wieczór. Papiery musiały być gotowe na poniedziałek, godzinę dziewiątą.
Stałam jeszcze przez chwilę razem z Sol oraz jej szwagierką przed domem, pilnując pięcioletnie bliźniaki, by do końca nie wymęczyły starego kocura, należącego do matki Javiera. Dziewczyny wiedziały, że to byłby cios dla ich babci, a chłopcy po prostu uwielbiali zwierzaka… Gdy wróciliśmy do środka, dziadkowie o czymś ze sobą rozmawiali, a w drugiej części pokoju… W drugiej części pokoju na kanapie siedział Javier, jego brat oraz Sergio, trzymający na rękach małego Felipe. Już dawno nie czułam tyle emocji w jednej chwili. Miękłam, kamieniałam, rozpływałam się i czułam ból, zazdrościłam i chciało mi się płakać.
Sergio podniósł wzrok i spojrzał na mnie, a ja posłałam mu lekki uśmiech. Kryłam się, jak zawsze. Ramos powiedział coś do Javiera, po czym oddał mu synka. Zaczęliśmy się ze wszystkimi żegnać, wymigując się zmęczeniem piłkarza oraz jeszcze moją pracą, co było świętą prawdą.
Wsiedliśmy do samochodu, na początku w ciszy, pomijając włączone radio, które puszczało piosenki z płyty, którą już znałam na pamięć. Była to składanka Sergio, którą nagrał już dawno temu. Znałam słowa każdej i wiedziałam jaka będzie następna po kończącej się.
- Muszę przyznać, że lubię takie rodzinne spotkania. – powiedział w końcu i zatrzymał samochód na czerwonym świetle.
-  Nie oszukujmy się, odkąd cię znam, byłeś rodzinnym typem. – zaśmiałam się cicho, przypominając sobie obraz mojego mężczyzny, trzymającego na rękach małego chłopca. – Też lubię takie przyjęcia, ale są męczące… Szczególnie gdy słyszę od swojej mamy, że jestem za chuda i powinnam więcej jeść. – Przewróciłam oczami, a Sergio zaczął się śmiać.
- Nie przejmuj się, kocham cię taką jaka jesteś i będę kochał cię w każdym rozmiarze. – Zabrał moją dłoń i ucałował jej wierzch, skupiając się jednak na drodze. Sergio Ramos był moim panem idealnym pod każdym względem i cieszyłam się, że go miałam. Potrafił wszystko zamienić w komplement i sprawić, że czułam się wyjątkowa.
- Jesteś uroczy, Sergio. – powiedziałam rozczulona i obróciłam się na bok, by mieć lepszy widok na niego. Bardzo lubiłam gdy prowadził. Wydawało mi się to takie męskie, gdy był skupiony na drodze i prowadzeniu, jak lekko mu to szło i czuł się pewnie.
Piętnaście minut później byliśmy już pod domem. Zostawiliśmy samochód na podjeździe i razem ruszyliśmy do wejścia, ale na progu zastaliśmy Futrzaka, naszego psa, którego przygarnęliśmy rok temu ze schroniska. Nie był rasowy, lecz wyglądem bardzo przypominał szpica niemieckiego. Był cały biały i bardzo futrzasty. Stąd imię. Takie mu nadano w schronisku i tak zostało. Leżał na wycieraczce, a obok niego jego smycz. To był znak, że ma dość naszego dużego ogrodu i ma ochotę na spacer. Spojrzeliśmy z Sergio po sobie i wyciągnęliśmy do siebie dłonie. Raz… Dwa… Trzy… Papier, kamień i nożyce. On pokazał papier, a ja nożyce, co znaczyło, że przegrał i musiał zabrać Futrzaka na krótki spacer.
Ja weszłam do domu, wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżeczka, pod kocyk, wcześniej przygotowując sobie mrożoną herbatę z listkami mięty. Wzięłam swój laptop i zabrałam się za przygotowywanie dokumentów, które miały być gotowe na jutro.
Gdy Sergio wrócił z naszym jakże to przeszczęśliwym psiakiem, od razu powędrował pod prysznic.
W końcu pojawił się w progu naszej sypialni w samych bokserkach, wolnym krokiem podszedł do łóżka i położył się tuż obok mnie. Przysunął się i oparł głowę o moje ramię, zaglądając mi na ekran monitora.
- I tak nic z tego nie rozumiem.  – Westchnął po przeczytaniu urywaka raportu, po czym podciągnął się odrobinę, odgarnął moje włosy i najpierw przesunął czubkiem nosa po mojej szyi, a później zaczął składać na niej delikatne pocałunki.
- Sergio, muszę to skończyć. – zachichotałam i poczułam jak jego ręka zaplata moją talię i przysuwa mnie do siebie. – Kochanie, naprawdę… Mam jeszcze sporo pracy. – dodałam. Ramos zawsze był przekonywujący i zawsze wiedział jak wszystko rozegrać. I tak zawsze przeważa to, że jest facetem, któremu ciężko się oprzeć.
- Myślę, że powinnaś w końcu zaakceptować ofertę Adama i pracować dla niego. – zamruczał. – Nie przynosiłabyś pracy do domu. – dodał, a ja zaczęłam się śmiać.
- Adam już ma sekretarkę i uwierz, jest tak samo zapracowana jak ja u Cornejo.
- Więc byłoby was dwie i miałybyście mniej pracy, a to w końcu Adam i nie pozwalałby ci się przepracowywać. – drążył, co chwila całując mój kark, czym bardzo mnie rozpraszał. Uwielbiałam jego pieszczoty i bliskość, ale nie w tym momencie. Zawsze robił mi na złość. Miałam dużo pracy i chciałam skończyć, a on mi w tym nie pomagał. – Miałabyś więcej czasu dla mnie i może jeszcze na coś jeszcze… - powiedział tajemniczo i spojrzał na mnie, robiąc przy tym słodką minkę.
- Co masz na myśli? – Zmarszczyłam lekko czoło.
- Bo tak pomyślałem… Jakby i u nas w domu, za jakiś czas można było usłyszeć płacz i śmiech takiego maleństwa. – Brzmiał tak przekonywująco i słodko, szepcząc mi to do ucha, ale gdy dotarł do mnie sens jego słów… Tak nagle zrobiło mi się gorąco i zimno, jednocześnie. Zaczęłam panikować w duchu. Wszystko stanęło mi przed oczami i nie wiedziałam jak zareagować.
- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy… - mruknęłam niepewnie, próbując nie wyjawić swoich obaw.
- Wiem o tym. – Skinął delikatnie głową. Domyśliłam się, że chciał delikatnie zacząć temat. Ramos myślał o ojcostwie…  Znów przylgnął do mnie, ale ja szybko wpiłam się w jego usta.
- Przepraszam, Skarbie, ale naprawdę muszę to skończyć. Nie dziś… - mruknęłam, a on skinął głową.
- Tylko nie siedź do późna… - westchnął i zawinął się na swoją połowę, gasząc lampkę po swojej stronie. – Dobranoc. – dodał jeszcze. Nastała cisza. Został tylko blask małej lampki i rozpoczęty dokument na laptopie przede mną. Poczułam taką złą pustkę. Nigdy, przenigdy nie poruszaliśmy z Sergio tematu naszych dzieci. Nigdy przez całe trzy lata naszego związku. Wiedziałam, że kiedyś to pewnie nastąpi, a jeżeli on go nie poruszał, to ja miałam nadzieję, że nie nastąpi to szubko… To był jednak ten czas. Wszyscy naokoło mieli już swoje pociechy. Wszyscy z naszych rodzin już byli rodzicami, większość naszych znajomych i przyjaciół. W domach w sąsiedztwie również były dzieci. Sergio może poczuł, że już i na niego pora. Każdy w końcu to zaczyna czuć.


     Nawet nie chciałam spoglądać w lustro. Wystarczały mi pojedyncze spojrzenia współpracowników, mówiące, że jest ze mną kiepsko. Mój szef, pan Cornejo, zapytał mnie czy coś się stało, ale ja z lekkim uśmiechem odpowiedziałam tylko, że się nie wyspałam. Po części było to prawdą. W nocy nie mogłam znaleźć sobie miejsca po rozmowie z chłopakiem. Nie mogłam skupić się na dokumentach, ale jednak udało mi się je dokończyć. Później nie mogłam spać. Próbowałam czytać, oglądać telewizję czy nawet coś ugotować, by odwrócić uwagę od jednej rozmowy,  która siedziała mi w głowie. Rano próbowałam doprowadzić się do porządku, ale z marnym skutkiem. Wyszłam, gdy Sergio jeszcze spał, zostawiając mu wcześniej kartkę na szafce nocnej. W pracy byłam wcześniej niż mój szef, a mówią, że to on zwykle pierwszy przekracza próg biura.
- Chciałbym powiedzieć, że wyglądasz pięknie, jak zwykle to robię, ale dziś nie chcę kłamać… - Usłyszałam nad sobą i podniosłam głowę. Nade mną stał Adam i dziwnie mi się przyglądał. – Tak jakbyś w nocy wcale nie spała.
- Bo nie spałam…  Cześć Adam. – podniosłam się, a on ucałował mnie w policzek. On zawsze wszystko zauważał.
- Cześć, Maleńka. Ramos ci nie dał spać? – zaśmiał się, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Długa historia… - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Hej, hej, hej… Co się dzieje? – Zmartwił się. – Z resztą… Idę na spotkanie z Manuelem. – wskazał na szklane drzwi. – Ale później zabieram cię na lunch i wszystko mi opowiesz, okej? – Posłał mi lekki uśmiech i ruszył do drzwi, zapukał i wszedł, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Dostałam jeszcze wiadomość od szefa by na razie nie łączyć żadnych telefonów do niego, bo jest zajęty.

***
Co tak mało komentarzy? :(

wtorek, 6 października 2015

Rozdział II

      Dochodziło południe, a ja piłam już drugą kawę, co było dziwne, bo jedna zawsze wystarczała mi na cały dzień. Ta noc była nieprzespana z powodu nagłego powołania na świat mojego siostrzeńca. Pamiętam tylko jak wyszłam z sali, w której leżała moja siostra z małym i jak Sergio przyjechał z Javierem, który urwał się z pracy i wrócił najszybciej jak się dało. Później obudziłam się w swoim łóżku, po dwóch godzinach snu. Miałam piętnaście minut na przygotowanie się i wyjście z domu, by na czas dotrzeć do pracy. Całe szczęście, że miałam na miejscu takiego Sergio, dzięki któremu zdążyłam się ze wszystkim wyrobić.
 Kończyłam układać dokumenty do odpowiednich teczek, gdy w progu pojawił się wysoki i bardzo przystojny mężczyzna. Miał na sobie dopasowany i obrzydliwie drogi garnitur oraz białą koszulę, a w dłoni trzymał czarną teczkę. Jego włosy zawsze idealnie ułożone, dziś w lekkim nieładzie, ale to tylko dlatego, że wpadł tu prosto z lotniska.
- I oto ona, moja ulubiona sekretarka! – zaśmiał się cicho i wszedł bardzo wolnym krokiem. Podniosłam wzrok znad dokumentów i spojrzałam na niego błagalnie.
- Ach, te twoje marzenia. – Pokręciłam głową i wstałam. Wyszłam zza biurka, by przywitać się ze starym przyjacielem. Znaliśmy się już wiele lat i sporo razem przeszliśmy. Byliśmy świadkami naszych licznych metamorfoz, zarówno wizualnych jak i psychicznych. Kiedyś był niegrzecznym chłopcem, ale musiał się zmienić, by przejąć firmę po ojcu. To był jego pierwszy krok. Później sam zaczął się rozwijać i z jednego biznesu zrobiły się trzy, dołączając do tego wiele innych branż w które inwestuje. Ja natomiast, zatrudniając się w tej firmie, startowałam od zwykłego roznosiciela poczty, a skończyłam na sekretarce prezesa. Wolę myśleć, że sama do tego doszłam, ale Adam zawsze do wszystkiego musiał wtrącić swoje trzy grosze. Poza tym, mój przyjaciel i szef znali się od dawna i prowadzili wspólne interesy, dzięki czemu mężczyzna często odwiedza mnie w pracy i zawsze żartuje, że któregoś dnia w końcu mnie zwerbuje do siebie. Niby żarty, ale wiem, że chciałby mieć mnie w swojej ekipie.
- Jakieś trzeba mieć, prawda? – dodał i przytulił mnie na powitanie. – Co słychać? Oglądałem wczorajszy mecz i bramka Ramosa była naprawdę świetna. Możesz mu później ode mnie pogratulować.
- Na pewno to zrobię. – Uśmiechnęłam się. – Teraz chodzi pogłoska, że moja siostra przez tego gola zaczęła rodzić.
- Nie żartuj! Sol urodziła?
- Tak, w nocy. Zaczęło się zaraz po skończonym meczu, gdy u niej byłam. Zabawne, nie? – Wróciłam za swoje biurko i wyjęłam z szuflady dokumenty, które mój szef przygotował dla Adama. – Oficjalnie zostałam ciocią ślicznego bobasa, Felipe Juan Santana Galvez.
- Zadzwonię później do niej z gratulacjami. – dodał i zabrał teczkę. – Do zobaczenia, Carlota. – Pomachał i z uśmiechem podążył do windy, która znajdowała się na końcu korytarza, centralnie naprzeciw mnie. To nic, że za chwilę w recepcji i wśród innych pracownic zaczną się teksty, że znów był u mnie mój kochanek i mam dwóch przystojnych mężczyzn. Jak zwykle.
Bez dwóch zdań – faceci to zazdrośnicy. To oczywiste, że Sergio był na początku zazdrosny o Adama. Który facet, któremu zależy na dziewczynie, nie byłby zazdrosny o drugiego, z którym jest blisko? Ramos był zazdrosny i wcale się z tym nie krył. To ja go czasem hamowałam. Adama to trochę bawiło, ale i później sam stwierdził, że to uciążliwe. Jednak pewnego dnia wrócili z popodbijanymi oczami, każdy po jednym. Byli także po piwie… Od tego momentu dogadują się ze sobą świetnie. Są dobrymi kumplami. Do dziś nie wiem co tak naprawdę się wtedy stało i chyba wolę nie wnikać w to. Pytałam wiele razy, ale tylko mnie zbywali. Zrozumiałam, że to jakaś męska tajemnica.

 Gdy wróciłam do domu, na podjeździe zastałam dwa dodatkowe samochody, należące do kumpli Sergio. Zaparkowałam i wysiadłam, zabierając swoją torebkę i torbę pełną zakupów. Weszłam do domu, a w progu powitał mnie Futrzak, nasz piesek. Zostawiłam produkty w kuchni, a sama udałam się na taras, skąd dobiegały męskie głosy. Zatrzymałam się w progu i zapukałam w drewnianą futrynę, a wszystkie trzy pary oczu zostały zwrócone w moją stronę.
- Witam panów. – Uśmiechnęłam się. – Można, czy za dużo tu testosteronu?
- Zapraszamy, kobieta też nam się tutaj przyda. – Zaśmiał się Cristiano i przesiadł się na ławkę naprzeciw do Isco, by mi zrobić miejsce obok mojego chłopaka. I wtedy zauważyłam, że kawałek dalej na rozłożonym kocu bawili się Cristiano Junior i Isco Junior.
- No, no.. Widzę, że tu naprawdę macie dziś męską imprezę! – zażartowałam i pomachałam do nich. Mały Cris się uśmiechnął, ale wrócił od razu do zabawy z młodszym kolegą. – Są uroczy! – powiedziałam rozczulona i usiadłam, a mój mężczyzna od razu objął mnie ramieniem.
- W końcu musieli coś po nas odziedziczyć. – dorzucił Francisco i upił łyk swojej wody.
- Muszę chyba zapamiętać ten widok do końca życia… - westchnęłam, a oni dziwnie na mnie spojrzeli. – Trzech dorosłych facetów siedzi przy wodzie z cytrynką i pilnuje dzieci.
- No wiesz, zawsze można odwieść chłopaków i wrócić tu na coś lepszego. – zaśmiał się Alarcon, a ja tylko pokręciłam głową. Wolałam ich zostawić i wrócić do środka, rozpakować zakupy i wyjść na piętro trochę odsapnąć. Spódniczkę i białą bluzkę zamieniłam na luźne spodnie dresowe i top, a włosy związałam w kitkę. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Duzi chłopcy stali przy tych młodszych i jeszcze rozmawiali. Zapewne już mieli się zbierać, ale jeszcze im to zejdzie. A to na nas, kobiety, narzekają, że nie możemy się ze sobą nagadać przed wyjściem…  Isco trzymał na rękach swojego synka, a mały Cris stał tuż przy swoim ojcu. Naprawdę świetnie to wyglądało. Dla jednych ciężko pracujący piłkarze, którzy zapewniają rozrywkę i emocje kibicom, a tak naprawdę normalni i wrażliwi ludzie, mający swoje rodziny.
Chciałam spróbować wyobrazić sobie Ramosa z małym chłopcem lub dziewczynką na rękach, ale… Po prostu coś mnie blokowało i nic nie mogłam z tym teraz zrobić. Zrobiło mi się smutno, a gdy tak jest, muszę zająć się po prostu czymś innym. Pomimo tego, że byłam zmęczona po dzisiejszym dniu w pracy, naciągnęłam na głowę czapkę z daszkiem, a na nogi sportowe buty. Rzuciłam szybko do Sergio, że idę biegać i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z domu.

Przychodziły dni, że wychodząc z pracy marzyłam tylko o swoim hamaku, łóżku albo ciepłej i przyjemniej kąpieli, ale i bywały dni, kiedy miałam ochotę gdzieś jeszcze wyjść i porobić coś fajnego.  Jednomyślnie z Javim stwierdziliśmy, że Sol powinna znaleźć odrobinę czasu dla siebie i to on tego popołudnia zostanie z małym, a ja mam ją gdzieś zabrać. Sergio i tak nie było, bo wyjechał z drużyną już dzień przed meczem, a ja i tak nie lubiłam siedzieć sama w dużym domu. Wybrałyśmy się do SPA, którego właścicielem i tak był Adam. Jedna z wielu jego inwestycji, ale dzięki temu byłyśmy tam traktowane jak pierwsze damy. Maseczki, masaże i przepyszna mrożona kawa… Obu nam było tego trzeba. Dostaliśmy dwóch najprzystojniejszych i najbardziej utalentowanych w swoim fachu masażystów, więc praktycznie mogłyśmy powiedzieć, że byłyśmy w siódmym niebie. Miejsce jeszcze wyżej jest tylko zarezerwowane dla mojego pana obrońcy, dla nikogo innego.
W międzyczasie Sol dostała wiadomość multimedialną od swojego męża ze zdjęciem ich uśmiechającego się synka, potwierdzające to, że obaj radzą sobie świetnie i mama musi wypoczywać.
- Jest prześliczny! Ma twoje oczy i nos, a tak to cały Javier! – zaśmiałam się, oddając jej z powrotem telefon. – Jesteście świetnymi rodzicami i będziecie jeszcze lepsi gdy dorośnie.
- Mamy taką nadzieję. Chcemy go wychować najlepiej jak tylko można. To chyba marzenie każdego, prawda?
- Masz całkowitą rację. – uśmiechnęłam się lekko.
    - Carlota, myślę, że to czas i na was. – powiedziała nagle moja siostra. – Na ciebie i Sergio. Powinniście spróbować. Jesteście świetną parą, kochacie się i nie ma na świecie tak wspaniałych ludzi jak wy dwoje. Może to już czas… - dodała niepewnie, spoglądając na mnie.
    - Sol, ale ja… - zająknęłam się, jakby gubiąc wszystkie słowa.
    - Ja wiem, ale teraz to coś innego. I nie powinnaś się bać. – uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń.  – W dodatku myślę, że też bylibyście cudownymi rodzicami. – dodała, ale ja już nic nie odpowiedziałam. Chciałam skończyć ten temat, bo nie był dla mnie. Poczułam pewien ucisk w gardle. Nie wiedziałam czy chce mi się płakać czy było mi po prostu wewnętrznie źle. Nawet nigdy nie rozmawialiśmy o tym. Zawsze dla żartów, ale nigdy nie planowaliśmy nic na poważnie. Było po prostu dobrze. Już dawno powiedzieliśmy sobie, że będziemy się mierzyć z tym co przyniesie nam los. Razem. Kochałam go. Był moim facetem i często rozmawialiśmy, ale nie na ten temat.  Uwielbiałam dzieci i one uwielbiały mnie, ale jeżeli ktoś poruszał temat mojego rodzicielstwa… Po prostu wymiękałam.
Właśnie skończyłam pisać 7 rozdział, skończony w momencie, w którym miałam już zakończony plan na to opowiadanie, ale.. No właśnie. Bardzo polubiłam bohaterów tego opowiadania i zaczynam się zastanawiać nad ich dalszymi losami. Być może opowiadanie będzie dłuższe! :) Mam nadzieję, że Wy również ich tak polubicie! 

środa, 16 września 2015

Rozdział I

   Podniosłam jedną powiekę, drugą i zamrugałam nimi jednocześnie.  Powitał mnie lekki wiaterek, ocierający się o moją skórę, wpadający do pomieszczenia poprzez otwarte drzwi balkonowe, przez które powiewały białe firany. Przede mną leżała tylko poduszka z widocznym wgnieceniem, mówiąca, że niedawno jeszcze ktoś tutaj spał. Wyciągnęłam dłoń i położyłam ją na tym miejscu, delikatnie je gładząc i uśmiechając się. 
Po chwili zobaczyłam jego. Mężczyznę wchodzącego do pomieszczenia w samych bokserkach, ukazując przy tym każdy mięsień swojego zadbanego i wyrzeźbionego ciała, pokrytego znaczącymi tatuażami. Całego mojego mężczyznę. Zamknął za sobą drzwi i poprawił firany, próbując przy tym nie hałasować. Z powrotem zamknęłam oczy, ciesząc się swoim leniwym porankiem, kiedy to on zaczynał się przygotowywać do wyjścia. 
Poruszał się prawie bezszelestnie po pomieszczeniu, szukając ubrań i pakując swoją treningową torbę, a ja wciąż udawałam, że śpię. W końcu wszedł do łazienki i usłyszałam strumień wody z kabiny prysznicowej. Jego codzienny rytuał. Gdy  szum wody ustał,  zwlokłam się z ciepłego i wygodnego łóżka. Na paluszkach podeszłam do drzwi łazienki i pociągnęłam za uchylone drzwi. Kochałam widok mojego piłkarza, stojącego przed lustrem w samym ręczniku i twarzy w piance do golenia. Pod nosem nucił sobie tę samą melodię co zwykle. Uśmiechnął się, widząc mnie w lustrze. Od razu podeszłam, przytulając się do jego szerokich i umięśnionych pleców.
      - Dzień dobry. Myślałem, że mój śpioch jeszcze trochę pośpi. – zaśmiał się cicho i przejechał maszynką po lewym policzku, zgarniając część pianki. 
      - I przegapi najlepszą część każdego poranka? Nigdy. – Szeroko się uśmiechnęłam i pozostawiłam całusa na jego ramieniu. Mogłam tkwić tak cały dzień przy nim. Był moim cudownym mężczyzną, który spadł mi jak z nieba. Był wyobrażeniem i marzeniem każdej dziewczyny, ale był mój. Dobrze się tutaj czułam. Wiedziałam, że jestem kochana i szanowana. Nie powiem, że nasz związek był idealny i bez szwanku. Sprzeczaliśmy się i kłóciliśmy jak każda para. Przecież związek bez kłótni, to nie związek. Usłyszałam to od swojej mamy, a mama Sergio niedługo później powtórzyła to samo. Jednak coś w tym było. Nie lubiłam gdy się kłóciliśmy, ale za to kochałam nasze godzenia się. Mogliśmy się do siebie nie odzywać, ale w końcu któreś z nas pękało i dochodziliśmy do porozumienia. Czasami mam wrażenie, że dopiero co się poznaliśmy przy kręceniu jednej z reklamówek, którą zajmowała się firma, w której pracuję i dopiero co wylałam na jego przyjaciela cały kubek kawy, a on się za mną wstawił. Od tego momentu minęły już trzy lata, a ja nawet nie wiem kiedy to się stało. Podoba mi się tak samo jak w dniu naszego spotkania, kocham go tak samo jak na początku znajomości. 
      - Szkoda, że nie będzie cię dziś na meczu. – Zrobił smutną minkę i odwrócił się do mnie, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie. 
      - Obiecałam Javiemu, że posiedzę wieczorem z siostrą, gdy on jest w delegacji, ale obiecuję, że obejrzę każdą sekundę meczu w telewizorze. – Uśmiechnęłam się zalotnie. – Wynagrodzę ci to kiedy indziej. – Wspięłam się na czubkach palców i skradłam mu pojedynczego całusa.  
      - Mam taką nadzieję. – Poruszył zabawnie brwiami. – Co masz zamiar dziś robić? Nawet nie wiesz jak bardzo mi szkoda, że dostałaś wolne akurat w dzień meczu. – Skrzywił się. – Pewnie wykorzystalibyśmy to w inny sposób. – zamruczał i lekko się pochylił. 
      - Jeżeli miałbyś jakiś konkretny pomysł, moglibyśmy to obgadać. – Przygryzłam dolną wargę, wiedząc, że działa to na niego niczym czerwona płachta na byka. Poczułam jego dłoń na swoim pośladku i ciepły oddech tuż przy uchu. – Panie Ramos, nie śpieszy się pan czasem na trening? – zachichotałam. 
      - Myślę, że nic mi nie będzie gdy pobiegam sobie odrobinę więcej niż inni. – odparł z tym swoim błyskiem w oku, po czym poczułam jak wcześniej przepasany przez jego biodra ręcznik, niby to przypadkiem zsuwa się na podłogę, a on łapczywie wpija się w moje usta. 

   Miło rozpoczęty poranek musiałam zakończyć wygonieniem Sergio na trening. Ja sama wtedy zabrałam się za przygotowywanie śniadania dla siebie. On sam zawsze zjada coś w locie albo kupuje jakąś bułkę i zjada ja po drodze.  Gdy się tu wprowadzałam, obiecałam, że nauczę go w końcu jadać normalne śniadania. Mieszkam tu już drugi rok, ale moja misja na razie się nie powiodła. Zjadłam płatki zbożowe z mlekiem oraz owocami, napełniłam miskę naszego psa, który zaraz powinien poczuć głód i wejść przez uchylone tarasowe drzwi, a ja wróciłam na piętro by się ubrać. 
Do południa błądziłam bez celu po domu i ogrodzie, oglądając telewizję, czytając magazyny i przeglądając sieć. Znalazłam trochę nowych zdjęć z dzisiejszego treningu, na których wypatrywałam Sergio. Na większości zdjęć był radosny i żartował z kolegami, ale na innych był skupiony na treningu, bo wiedział, że jest to ważne. 
   Popołudniu pojechałam do swojej ciężarnej siostry. Jest ode mnie młodsza o trzy lata, od roku ma męża i w tym momencie jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Razem z Javierem mieszkają wraz z jego rodzicami, którzy od paru dni są na urlopie, a on sam został pilnie wezwany na delegacje. Javi bał się o swoją żonę i panikował, że w każdej chwili może zacząć rodzić. Poprosił mnie bym z nią posiedziała tego wieczora i najlepiej została do rana. Zawsze miałam z nią dobry kontakt, więc zgodziłam się bez zawahania. Jedynym „ale” był tylko mecz, który musiałam opuścić. 
      - Mamy owoce, chipsy, ciastka, czekoladę, bitą śmietanę i lody w zamrażalce. Jesteśmy przygotowane na całą noc! – powiedziałam i usiadłam obok niej na kanapie, wrzucając sobie do buzi ziarenko winogrona. 
      - Będzie gorzej, gdy zachce mi się zapiekanki o północy. – zaśmiała się i porwała całą paczkę orzechowych ciastek. – Dopóki nie skończy się jedzenie, możesz w spokoju oglądać sobie ten mecz. – dodała łagodnie, podając mi pilot.
      - Teraz widzę jakie ciężkie życie ma z tobą twój mąż. – westchnęłam ciężko na żarty, a ta tylko zmierzyła mnie wzrokiem i po raz enty w swoim życiu jęknęła, że ona po prostu nie lubi piłki nożnej. Miała pecha, bo jej siostra trwała w szczęśliwym związku właśnie z piłkarzem! Włączyłam telewizor i przełączyłam na odpowiedni kanał. Trwało studio przedmeczowe, ale w tle za dziennikarzami puszczali urywki z rozgrzewki . Moja siostra z piłkarzy rozpoznawała tylko tych nadzwyczaj przystojnych. Ja się z tego zawsze śmiałam, a Javier tylko wywracał oczami. Dziś reagowała na pojawienie się na ekranie takiego Ronaldo, Alvaro, Jese czy Jamesa. 
       - Oglądam to z tobą tylko dlatego by pooglądać sobie tyłki tych facetów.. Czuję się jakbym ich wykorzystywała! – jęknęła Sol, nakładając na ciastko bitą śmietanę. 
      - Mam nadzieję, że twoje dziecko nie odziedziczy po tobie wszystkiego. – zaśmiałam się pod nosem. Sprzeczałyśmy się od małego, ale nic złego nigdy z tego nie wychodziło. Na szczęście. Znów spojrzałam na ekran i zobaczyłam jak jeden z piłkarzy przeciwnej drużyny dość mocno fauluje mojego Sergio, a sędzia jakby zaczarowany, nie zareagował. Połowa piłkarzy Realu wpadła w szał, a szczególnie ten najbardziej poszkodowany. Wściekł się i zaczął startować do sędziego, ale w ostatnim momencie pomiędzy nich wpadł Marcelo, próbując to jakoś załagodzić. Cała sytuacja wynikała z tego, że grali już ponad siedemdziesiąt minut, a po dwóch golach, po jednym na każdą  z drużyn, z pierwszej połowy, nikt więcej nie mógł się przemóc. 
   Mijały kolejne minuty gry. Każdy się starał, ale nikomu nie chciało wyjść. Obaj trenerzy wykonali już wszystkie możliwe zmiany i czekali tylko na ostatni gwizdek, błagając o gol. 
I padł! Równo w dziewięćdziesiątej minucie padł gol dla Królewskich, który zaważył o ich zwycięstwie. Zaczęłam piszczeć i cieszyć się jak głupia, ale nie z powodu samego celnego strzału na bramkę, a bardziej z tego, kto go wykonał! Mój Sergio! Mój facet, którego teraz ściskają tam wszyscy koledzy! 
Sol miała ze mnie ubaw, ale po chwili ucichła, łapiąc się za brzuch. Automatycznie skamieniałam i wyłączyłam głos w telewizji. 
       - Sol, co się dzieje? Wszystko w porządku? – zapytałam wystraszona. 
      - Tak. – uśmiechnęła się. – Po prostu moje dziecko również przeżywa bramkę swojego wujka. Kopie jak oszalałe. – dodała. – Ale teraz muszę wstać i pójść po wodę do kuchni. 
      - Poczekaj, ja to zrobię. Przyniosę ci. 
      - Przestań, nie rób ze mnie kaleki jak to czasem robi mój mąż i nie pozwala mi iść po szklankę. – Pokręciła głową i po woli podniosła się z kanapy. Ja włączyłam z powrotem głos, bo Sergio właśnie udzielał pomeczowego wywiadu. Uśmiechałam się szeroko na jego widok i na słyszane słowa. Był świetnym piłkarzem i człowiekiem, moim ideałem. 
I nagle krzyk! Prawie podskoczyłam i rzuciłam na bok pilot, zrywając się z miejsca i biegnąc do kuchni. Sol pochylała się nad blatem, trzymając się za swój brzuch. 
      - Jeżeli gol twojego faceta wywołał mój poród, to nie żyjecie oboje! – pisnęła, a ja nie wiedziałam czy w tym momencie mam panikować czy się śmiać… 

***
Komentarze mile widziane :) 
Buziaki! ;*
Również nowy rozdział na Xabim - klik

niedziela, 30 sierpnia 2015

prolog

   Jako dziecko myślałeś, że ciężko jest pozbyć się strachu. Bałeś się cienia zabawki albo myśli o potworze mieszkającym pod Twoim łóżkiem czy w szafie. Bałeś się każdego szelestu, skrzypnięcia czy uderzenia, wyobrażając sobie niestworzone historie. To tylko wyobraźnia, która pracowała jak oszalała. Z czasem to wszystko zaczęło stawać się takie rzeczywiste i normalne. Wiedziałeś, że dziwny cień na ścianie to jakiś przedmiot, pod łóżkiem mieszka Twoja brudna bielizna, a drzwi szafy trzeba czasem naoliwić.
   To czas, w którym zaczynasz się bać wracać po ciemku do domu, przypominając sobie te wszystkie wiadomości o napaściach albo stworzeniach z seriali dla nastolatków. Zaczynasz się bać odtrącenia przez rówieśników i brak akceptacji takiego jakim jesteś. Boisz się o swoich przyjaciół, najbliższą rodzinę. Myślisz o zbliżających się egzaminach. Boisz się o swoją przyszłość, że coś Ci może nie wyjść.
   Trzeci etap to ten, w którym wracasz do domu ciemną nocą, uważając to za codzienność. Doszedłeś już do czegoś, ale wciąż czegoś Ci brak. Jeżeli kogoś masz, boisz się o niego,  jeżeli nie – boisz się samotności. Inni boją się zaangażowania. Boją się, że zostaną skrzywdzeni. Boją się o swoje serce, by nie zostało złamane, może po raz kolejny. Ludzie boją się dopuścić do siebie drugą osobę poprzez przekonania i stereotypy, w które i tak większość już nie wierzy. Po prostu są.
Kolejna grupa ludzi boi się swojej przeszłości. Boją się prawdy. Boją się, że kiedyś ich dopadnie i przez nią wszystko stracą. To, na czym im tak naprawdę zależy. Boją się, że już tego nie odzyskają. Przepadnie. Przeszłość i prawda ranią, ale nie pozbędziemy się ich. Siedemdziesiąt procent ludzi na świcie coś ukrywa i chroni to najlepiej jak potrafi.
To jest ich problem. I mój także. 

***

Wmawiałam sobie: "Prowadź jedno opowiadanie i gdy je skończysz, zaczniesz kolejne!" 
Wyszło jak widać. Jednocześnie będę prowadzić to opowiadanie oraz to z Xabim - klik.

Prolog krótki i na razie nic nie wiadomo, więc tylko pozostaje mi was tu zaprosić i sprawić byście pozostali oraz licznie komentowali! :)