sobota, 30 kwietnia 2016

epilog

Tak jak wspominałam na początku, moim problemem była przeszłość, z którą musiałam się zmierzyć. I tak było. Powiedziałam mojemu mężczyźnie o dziecku i całym załamaniu, a on stał się mi jeszcze bliższy. Troszeczkę później mi się oświadczył, a ja go przyjęłam.
 Zmieniłam pracę. Tak, w końcu namówiono mnie by pracować dla Adama. Zrobiłam to tylko dlatego, że mój dawny szef odszedł, a ja nie lubiłam tego, który przyszedł na jego miejsce.
Kilka dni po moim wieczorze panieńskim, do biura przyszła niewysoka szatynka, przedstawiając się i tłumacząc, że nie była umówiona, ale Adam kazał jej przyjść. Zaintrygowała mnie od samego początku. Jeszcze bardziej, gdy mój przyjaciel stanął w progu, witając ją uśmiechnięty od ucha do ucha. Oczywiście później musiałam opowiedzieć wszystko Sergio, który nic sobie z tego nie zrobił, a ja wiedziałam, że coś było na rzeczy.
Emilia, bo tak miała na imię, pracowała dla fundacji, której Adam zgodził się pomóc. Fundacja ta między innymi organizowała spotkania ze sławnymi ludźmi dla chorych dzieciaków. Na jedno takie spotkanie, udało się nawet namówić Sergio, Isco, Cristiano i Marcelo. Do tego pojawiłam się tam ja i Adam, bo oczywiście towarzyszyła im Emilia. Rivas w szpitalu ciągle robił do niej maślane oczka, a wcześniej sam mi się przyznał, że dziewczyna mu się podoba. Bardzo mnie tym ucieszył. Wydawała się być normalna i sympatyczna.

Na jednej z sal na oddziale dziecięcym siedział mały blondynek, a zauważyłam go przez przypadek. Wracałam z łazienki, a on sam siedział na łóżku. Cała reszta była w głównej sali. Rozmawiali i robili sobie zdjęcia z piłkarzami. Zapytałam dlaczego nie jest z resztą, ale on po prostu wzruszył ramionami. Dowiedziałam się tylko od niego tyle, że ma na imię Logan, ma sześć lat, jego miś to Bruno, a on sam jest tu od kilku dni.
Od pielęgniarki później dowiedziałam się, że jego rodzice zginęli w wypadku kilka dni temu. Chłopiec nie ma dalszej rodziny, więc ma przejąć go opieka społeczna, gdy tylko będzie całkowicie zdrowy.
Zrobiło mi się żal chłopca. Nie spałam pół nocy, myśląc o nim. Tak jakbym coś poczuła przy nim. Sergio na początku podszedł do tego bardzo sceptycznie, ale jednak dał namówić się na to, by następnego dnia odwiedzić chłopca. Kupiliśmy książkę i udaliśmy się do niego z prezentem. Na początku był cichy, ale później złapał z Sergio dobry kontakt i połączyły ich dwa tematy – piłka nożna i samochody. Dowiedzieliśmy się, że rodzice często zabierali go na mecze i wyścigi. Jego matka była wielką fanką Królewskich, a ojciec był miłośnikiem motoryzacji.
Dobrze czułam się pomagając mu. Widziałam, że trochę bał się zabawy w grupie z dzieciakami, ale z czasem sam wstawał i do nich podchodził. Bywałam u niego codziennie. Czasami sama, czasem z Sergio… On sam czasem odwiedzał go zaraz po treningu. Raz przyniósł mu nawet koszulkę z podpisami każdego z zawodników Realu.
Na trzy dni przed naszym weselem nastąpił przełom. Logan miał być wypisany i przewieziony do domu dziecka. Gdy stałam tak przy ścianie i słuchałam pielęgniarki i tej kobiety, która miała go zabrać, czułam jak krajało mi się serce. Wiedziałam, że to było nieuniknione, ale… Chyba jednak nie docierało to do mnie. Sergio to widział i objął mnie ramieniem.
                - Czy zabranie chłopca ze sobą, zamiast do domu dziecka, byłoby możliwe? – zapytał, a ja szeroko otworzyłam oczy. Mój Sergio był genialny! Co prawda nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale tak, właśnie tego chciałam. Chciałam pomóc temu chłopcu i dać mu prawdziwy dom, taki jaki miał wcześniej.
     Uruchomiliśmy wszystkie możliwe kontakty. Adam się dołączył i Emilia również. Zamiast myśleć o przysięgach, sukienkach, kwiatkach i garniturach, wszyscy bliscy biegali i załatwiali, ale dzięki temu ten mały chłopiec był z nami już dwa dni później. Co prawda przed nami było jeszcze sporo załatwiania, ubiegania się o miano rodziny zastępczej czy adopcyjnej, ale pozwolono Loganowi być z nami podczas ceremonii.
Sergio zabrał go razem z Rene do ekskluzywnego sklepu z garniturami, by mógł wybrać jeden dla siebie. W tym czasie ja i Vania przygotowywałyśmy dla nich kolację.
Futrzak od samego początku przypadł do gustu chłopca. Opowiadał, że zawsze chciał mieć szczeniaka, ale jego tato miał uczulenie. Widziałam, że dobrze się z nami czuł. Na samo wspomnienie Pani Cortez, która zabrała go do domu dziecka, pochmurniał.

Noc spędziliśmy we troje z Loganem, który spał pomiędzy nami. Była to wyjątkowa noc, ale nie tylko dlatego, że on był z nami, że nazajutrz miałam się stać żoną Ramosa.. Miałam sen. Śniła mi się para. Przepiękna kobieta o długich blond włosach i mężczyzna, który ją obejmował. Tuż przed nimi stała dziewczynka. Miała długi, jasnobrązowy warkocz sięgający jej do samego pasa. Uśmiechała się szeroko do mnie. Poczułam się dziwnie, bo miała oczy Adama, a cała reszta przypominała dziesięcioletnią mnie. Kobieta wtedy poprosiła mnie bym zajęła się jej synem. Bym opiekowała się nim jak swoim rodzonym dzieckiem, bo ona tak samo potraktuje Gretę.
Obudziłam się w niesamowitym szoku i ze łzami w oczach. Był środek nocy, a ja przed sobą miałam małego blondynka oraz mężczyznę, którego kochałam nad życie. To miał być teraz cały mój świat. Ci dwaj panowie. Musieliśmy zrobić teraz wszystko by Logan mógł zostać z nami.
Następny dzień był przepiękny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, nikt nie spóźnił się do kościoła i nie pomyliliśmy kroków pierwszego tańca. Stałam się panią Ramos, żoną Sergio, najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Moi rodzice i teściowie od razu polubili Logana. Co prawda nadal był cichy i nieufny, ale wiedziałam, że się to zmieni. Cały czas martwiłam się o to, by on świetnie się bawił tego wieczoru.
Opowiedziałam też Adamowi o swoim śnie. O tym, że była tam nasza córka i była do nas podobna. O tym, że nie mogę zrezygnować z Logana i zrobię wszystko, by nam go nie zabrali.

I wiecie co? Udało się. Oficjalnie Logan stał się naszym podopiecznym, naszym synem. Wszyscy przez to byliśmy szczęśliwi. Chłopiec wiele wniósł do naszego życia. Wiedziałam, że mam do kogo wracać, gdy Sergio był na wyjazdach i dla kogo mam się starać być lepszym człowiekiem. Ten mały chłopiec ożywił we mnie dawną odwagę. Widok jego i Sergio, gdy razem w ogrodzie kopali piłkę czy kąpali Futrzaka albo odrabiali lekcje…
Co jest teraz? Teraz Logan ma dziesięć lat, nazywa nas swoimi rodzicami i doczekał się rodzeństwa. Ja i Sergio, dwa lata po ślubie staliśmy się jeszcze rodzicami cudownych bliźniaków – Almy i Mateo. Przełamałam się dzięki Loganowi, przełamałam się przez drugą ciążę mojej siostry, a Sergio w końcu dopiął swego. Adam zdobył serce Emilii, z którą bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
Nic z tego by nie wypaliło, gdybym wtedy nie powiedziała Sergio o mojej córce, gdybym nie poradziła sobie ze swoimi lękami. Nie wiem gdzie bym wtedy była i co robiła. Może nie byłoby mnie w Madrycie, w ogóle w Hiszpani…

Wiem tylko jedno – trzeba brać swoje życie w ręce i działać.

***
Wielkie brawa dla tych, którzy wytrwali do końca opowiadania!
Tak jak wspominałam wcześniej, trochę głupio, że niby zaczęłam kolejne rozdziały, a tu jednak epilog - ale no tak wyszło... 
Pozostaję jeszcze na [cielito--lindo], a niedługo pewnie rozpocznę [piensas-en-mi], na które już możecie wchodzić i obserwować :) 

Kolejna rzecz, dla tych co wytrwali w czytaniu moich wywodów:
Są tacy ludzie, którzy gdy zaczną pisać, będzie im to już zawsze siedzieć w głowie... I nie mówię o sobie, choć to też się zgadza. Kto pamięta Laurel Torres? Chyba jest szansa, że powróci. Ale ciiiiii... Nie wiecie o tym ode mnie! 

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział VIII

*1 rok później*
Sergio pomógł mi nałożyć mój płaszcz i sam ubrał swój. Pożegnaliśmy się z kierownikiem sali restauracji, która miała zająć się cateringiem na naszym weselu.  Dziś wybieraliśmy tylko przystawki i dania główne, a następnym razem wybierzemy smak naszego tortu.
Wyszliśmy z lokalu i objęci ruszyliśmy spacerem przed siebie. Mój piłkarz oświadczył mi się pół roku temu. Najpierw na meczu zdobył dwie bramki, które zadedykował mnie, a później zamiast do domu, zabrał mnie do hotelu, co bardzo mnie zdziwiło. Gdy otworzył drzwi do pokoju, zobaczyłam przed sobą chodniczek z płatków róż. Światło było zgaszone, ale i tak widziałam wszystko, dzięki maleńkim świeczkom, które były wszędzie rozstawione. Sergio pociągnął mnie wtedy delikatnie i podeszliśmy do stolika, na którym stały dwa kieliszki i schłodzony szampan. Rozlał go do kieliszków i podał mi jeden, po czym upiłam niewielki łyk. Zapytałam go z jakiej to okazji, ale on tylko się uśmiechnął i uklęknął przede mną, wyjmując z kieszeni maleńkie pudełeczko. Otworzył je, a ja zobaczyłam pierścionek z niewielkim serduszkiem zrobionych z maleńkich oczek jakiegoś kamienia szlachetnego. Spojrzałam wtedy na niego i zobaczyłam tą miłość, którą mnie darzy oraz pewność swojego czynu. Zapytał mnie czy zostanę jego żoną, a ja zgodziłam się bez najmniejszego zawahania. Podniósł się i pocałował mnie, po czym mocno przytulił. Miałam ochotę wtedy jednocześnie skakać i płakać ze szczęścia. Spędziliśmy tam całą noc i szczerze mogę przyznać, że należała ona do jednej z tych najlepszych w moim życiu. 
Gdy tylko nasze matki się dowiedziały o ślubie, od razu zaczęły planować, a obie miały w tym już niemałe doświadczenie.  Pani Paqui pracowała już przy dwóch weselach swoich dzieci, a moja mama robiła to na co dzień. Pracowała w agencji, która zajmowała się planowaniem przyjęć.
                - O czym myślisz? – Usłyszałam głos Sergio. Przez chwilę byłam jakby trochę nieobecna.
                - O tym, że już za trzy tygodnie staniesz się moim mężem. – Spojrzałam na niego z uśmiechem, a on ścisnął delikatnie moją dłoń. Szliśmy, trzymając się za ręce, a on zawsze gdy słyszał o naszym ślubie, czy gdy nazywam go swoim przyszłym mężem, wykonywał jakiś gest w akcie dumy i zadowolenia.
                - Bardzo podobają mi się twoje myśli.  – zaśmiał się cicho. – Już niedługo! – dodał. Skręciliśmy w drugą uliczkę i niestety musieliśmy się rozstać, bo Sergio był umówiony z chłopakami. Mieli wspólnie wybrać samochód którym mieliśmy jechać do ślubu. To przypadło dla Sergio, a jego koledzy byli chętni do pomocy. Wiem, że umówili się w jakimś pubie. Miał być tam jego brat Rene, kilkoro chłopaków z klubu, Adam oraz mój szwagier Javi. Wiedziałam, że chłopaki przygotowali coś specjalnego dla Sergio. Miał to być jego niespodziankowy wieczór kawalerski. Wcześniej, bo wcześniej, ale później wszyscy wybierali się na wakacje, a dopiero później zjeżdżali na nasz ślub.  Pożegnaliśmy się przed wejściem, po czym złapałam dla siebie taksówkę.
   Planowaliśmy ślub i zbliżał się on wielkimi krokami, ale wiedzieli o nim tylko nasi najbliżsi. Sami byliśmy zaskoczeni, że udało nam się zachować to w tajemnicy przed dziennikarzami, że jeszcze jakimś cudem się o tym nie dowiedzieli. O to nam chodziło i byliśmy niezmiernie szczęśliwi, że tak wyszło. Postanowiliśmy wyjawić to dzień przed lub w dzień ślubu.

    Gdy weszłam do domu, trochę się zaniepokoiłam. Usłyszałam jakieś odgłosy dobiegające z salonu oraz muzykę. Zostawiłam swoją torbę w przedpokoju i ruszyłam w tamtym kierunku.
                - Jesteś wreszcie! – zawołała Vania, stojąca na środku pomieszczenia z drinkiem w dłoni. Prócz niej w moim salonie gościły się jeszcze moja siostra Sol, Monica od Isco, Clarisse od Marcelo, Carlota od Alvaro, nowa dziewczyna Cristiano, którą dopiero miałam osobiście poznać oraz Marina i Elena ode mnie z pracy. W pierwszej chwili nie wiedziałam co jest grane, ale później zaczęłam kojarzyć. Gdy Adam z Cristiano wpadli do mnie z pomysłem urządzenia niespodziankowego wieczoru kawalerskiego dla Sergio, naciskali bym wtedy wróciła sobie do domu, odpoczęła, poczytała, wzięła gorącą kąpiel… Właśnie odczytałam ich intencje. Oni to wszystko od początku mieli ukartowane!
                - Nie cierpię was! – Pokręciłam głową i usiadłam obok siostry, która od razu wręczyła mi szklaneczkę z kolorowym płynem.
                - Moja kochana siostra wychodzi niedługo za mąż. Myślisz, że odpuściłybyśmy taką okazję do świętowania? – Prychnęła zabawnie.
                - I to nie za byle kogo. Panowie z tej rodziny to bardzo dobrzy kandydaci na mężów. Wiem z doświadczenia – zaśmiała się Vania, a my zawtórowaliśmy jej tym samym.
                - Żarty żartami, ale ty, moja droga, uciekaj na górę się przebrać – powiedziała Carlota.
                - Właśnie – dodała Sol i spojrzała na zegarek na swojej ręce. – Masz na to czterdzieści minut, więc już uciekaj na górę.
                - Później cię zabieramy! – Zaśmiała się Elena. – Musisz jeszcze trochę posmakować życia przed swoim ślubem – dodała recepcjonistka.
                - Bardzo dobrze powiedziane. – Uśmiechnęła się drobna szatynka, która siedziała obok Clari. – Właściwie to jestem Alice. – Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam. Niedługo później, wygnana przez kobiecą bandę, brałam prysznic. Później musiałam się wysuszyć i znaleźć jakąś sukienkę. Nawet nie wiem gdzie mnie wyciągnął, ale sądząc po ich strojach, będziemy się bawić. Postawiłam na krótką, luźną, jasną sukienkę i do tego srebrne szpilki. Włosy wyprostowałam i nałożyłam lekki makijaż. Przejrzałam się w lustrze. Dobrze wyglądałam. Spojrzałam jeszcze na zegarek. Wyrobiłam się w czasie, a i zostało mi jeszcze pięć minut.
                - Jakie szczęście, że Sergio cię takiej nie widzi! – Wyszczerzyła się Vania, dopijając swojego drinka. – Nie wypuściłby cię – dodała.
                - Będzie miała dziś duże powodzenie. – Zagwizdała Carlota.
                - I wszystkich pogoni – powiedziała Sol.
                - Wyjdzie za mąż, zmieni zdanie – skomentowała Clarisse. One się śmiały, a ja jedynie kręciłam głową. Dogadywały mi do momentu, gdy Mo zawołała, że ktoś przyjechał… Wszystkie zaczęły się zbierać, a ja zdążyłam tylko dolać odrobinę wody do miski Futrzaka, bo po chwili byłam już ciągnięta za nimi. Vania zamknęła za nami dom, a reszta wepchnęła mnie do długiej, czarnej limuzyny z młodym, przystojnym szoferem.

      Dochodziła piąta, a ja od dziesięciu minut leżałam na swojej połówce łóżka, przytulona do poduszki Sergio, w samej bieliźnie. Sukienka leżała gdzieś na podłodze. Nie miałam siły na nic więcej. Szpilki zdjęłam na dole, a sukienkę zsunęłam gdzieś tutaj. Nie mogłam zasnąć, choć bardzo chciałam. Czułam się zmęczona jak nigdy. Nie pamiętam kiedy ostatnio odbyłam takie tourne po klubach, tyle wypiłam i tyle balowałam na parkiecie. Dziewczyny naprawdę się postarały, przygotowując wszystko.
  Po kilku minutach usłyszałam otwierające się na dole główne drzwi, po chwili zamykanie ich i kroki po schodach. Bardzo ciężkie kroki. I długie. I na końcu prawie upadek, ale podratowany uchwyceniem się ściany. Leżałam tyłem do drzwi, więc tylko słyszałam jak mój mężczyzna wszedł, stoczył bój ze swoimi ubraniami i wsunął się pod kołdrę, mocno przytulając się do mnie i kładąc głowę na moją poduszkę.
                - Nigdy więcej… - sapnął pod nosem, a ja nie mogłam się powstrzymać i po prostu się głośno zaśmiałam. – Nie śpisz? – zapytał zdziwiony.
                - Nie. – Odwróciłam się i odłożyłam jego poduszkę za niego. Mocno się w niego wtuliłam, wsuwając głowę w jego szyję. – Też dopiero wróciłam.
                - Coś słyszałem, że dziewczyny miały cię porwać. – Uśmiechnął się. – Jak było?
                - Najpierw ty! – mruknęłam. – Zabrali cię do klubu ze striptizem?
                - Yyyyy… - przeciągnął. – Nie – dodał najmniej podejrzanie jak tylko w tym momencie mogło mu się udać.
                - I tak ci nie wierzę. – Pokręciłam głową. – Po nas przyjechała olbrzymia limuzyna, która woziła nas całą noc do klubów. W jednym dostałam tort w pewnym kształcie… W drugim seksowną bieliznę – przerwałam. – Cholera! Została w aucie! – Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na Sergio, który wyglądał na równie zmordowanego jak ja. – Ale jechały nią jeszcze Sol, Vania i Monica, więc pewnie ją zabiorą. – Już nieco spokojniejsza przyłożyłam głowę do jego torsu. – A później dostałam trzech chippendalesów.
                - Ej!
                - Co „ej”? Podzieliłam się z dziewczynami. – Zaśmiałam się. Nawet jeżeli faktycznie byli w tym klubie ze striptizem to wiem, że mogę ufać Ramosowi. W szczególności gdy był tam w towarzystwie chłopaków, którzy raczej stanęliby po mojej stronie w razie czego. Sergio wiedział też, że mógł i ufać mnie, ale nie zaszkodzi się trochę posprzeczać.
                - Strażacy czy policjanci?
                - Kelnerzy bez koszul – mruknęłam, mocniej się do niego przytulając. – Ale i tak wolę sportowców – westchnęłam ciężko, a ten wydał z siebie pomruk zadowolenia.
                - Zarezerwowaliśmy samochód do ślubu. – Zmienił temat. – Ford Mustang Shelby z 1967 roku – powiedział, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
                - Kocham cię Sergio, wiesz? – wymruczałam.
                - Wiem – odparł pewnie. – Chodźmy już spać, maleńka. – Podciągnął kołdrę, by mnie nią przykryć i delikatnie pogładził mnie po plecach, co zawsze robił przed spaniem. To pomagało mi zasnąć. Sam fakt, że jest obok mnie, wystarczał mi całkowicie.
Wiem, że miały być dalsze rozdziały, no ale... Ale no jednak nie wyszło. Za to, niedługo pojawi się epilog, a w nim to co działo się później z wszystkimi bohaterami opowiadania. 
Niedługo może pojawi się coś nowego... 
A co do tego (dla tych co jeszcze nie widzieli) - ankieta na temat bohatera następnego opowiadania :)
KLIK 

czwartek, 17 marca 2016

Rozdział VII

   Była sobie pewna dziewczyna, która wraz ze swoją rodziną mieszkała pod Madrytem. W wieku osiemnastu lat poznała chłopaka, z którym od razu zaczęła się dobrze rozumieć. Zgrywał wyluzowanego i niegrzecznego chłopca, ale ona widziała w nim kogoś więcej. Kogoś, kto jednak któregoś dnia do czegoś dojdzie i będzie całkiem kimś innym. Cały czas myślała, że pochodzi ze zwykłej rodziny, a nawet może takiej, gdzie trzeba było przyciskać pasa. Był naprawdę zwyczajnym chłopakiem jak na swój wiek. Na pierwszy rzut oka, nie wyglądał tak, ale był ułożonym i mądrym człowiekiem. 
   Często spędzali razem czas i bywał gościem w jej domu. Lubili go jej rodzice i rodzeństwo. Rzadko wspominał cokolwiek o swoim domu i rodzinie, a jeżeli już to niechętnie i zdawkowo. 
W końcu stali się parą, co uszczęśliwiło jej rodzinę, która kibicowała im od początku. Ciągle słyszała od matki czy siostry, że fajnie trafiła. Po jakimś czasie dziewczyna dowiedziała się, że jest w ciąży.  Pomyślała, że w jednej chwili zawalił się jej świat. Chciała by on pierwszy się o tym dowiedział, ale jak na złość przez cały dzień nie odbierał od niej telefonów. Zaczekała kolejny i jeszcze jeden, aż w końcu zebrała się w sobie i udała się do parku, gdzie często przesiadywali jego najlepsi kumple. Długo namawiała ich, by w końcu podali jej jego adres, lecz w końcu się udało. Byli bardzo niechętni, co ją dziwiło. Gdzieś w środku wyobrażała sobie nawet starą kamienicę, gdzie w co drugim mieszkaniu słychać krzyki, brzęk alkoholu i tym podobne. Jednak bardzo nie chciała się znaleźć w takim miejscu. 
   Jadąc taksówką nie wierzyła własnym oczom, temu co widzi. Myślała, że to pewnie kierowca pomylił ulice, ale gdy zatrzymał się pod olbrzymią ozdobną bramą, obok której wyraźnie widać było nazwę ulicy i numer domu, dotarła do niej pewna rzecz. Chłopak raczej nie był z nią do końca szczery. I już wiedziała dlaczego wszyscy za nią zatajali miejsce zamieszkania chłopaka. Przeszła wolnym krokiem przez chodnik, kierując się w stronę domu, dokładnie go oglądając. Olbrzymi ogród sprawiał na niej wrażenie, budynek tym bardziej. Niepewnie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi i odczekała chwilkę. W końcu w progu pojawił się pewien starszy mężczyzna w garniturze. Przywitał się i zapytał w czym może pomóc, a ona zgodnie z prawdą odpowiedziała kogo szuka. Nie mogła się otrząsnąć w szoku, gdy stała w eleganckim salonie, czekając na „panicza”, jak to nazwał go stary lokaj. 
   I zobaczyła go, schodzącego po schodach w jeansach i koszuli, całkiem odmienionego. Zobaczyła w jego oczach strach, jakby przestraszył się jej reakcji. Zabrał ją do swojego pokoju i wszystko wytłumaczył, od początku do końca. Był obrzydliwie bogaty, ale nigdy nie przykuwał do tego zbytnio uwagi i chciał być sobą, ale stan jego ojca nagle się pogorszył i to na niego spadła cała odpowiedzialność nauki prowadzenia rodzinnej firmy. Dlatego się nie odzywał. Musiał się wdrożyć, a jego matka ciągle mu o tym przypominała i pośpieszała. 
Nie rozumiał wcale, gdy po wszystkim ta się rozpłakała. Dopiero po chwili zebrała się na odwagę i powiedziała o swoim stanie. Również było to dla niego zaskoczeniem, ale uwierzył i obiecał, że nie zostawi jej z tym samej. 
Jego ojciec był naprawdę pozytywnym człowiekiem, który od razu polubił dziewczynę. Miał dobry kontakt z synem i wiedział o niej od początku, ale matka.. Była typową wyrafinowaną i wredną bogaczką, która uprzykrzała jej życie na każdym kroku. Widziała w niej kolejną dziewuchnę, która leciała na ich pieniądze, kiedy wcale tak nie było. Przecież poznała go jako chłopaka w starym T-shircie przesiadującego w parku z przyjaciółmi. 
- Wiesz… Na początku zająłem się firmą przez nacisk matki, chorobę ojca… – usłyszała pewnego wieczoru, gdy on przyjechał do niej prosto po męczącym dniu w biurze. Oboje leżeli na jej łóżku, a on przypatrywał się już jej sporemu brzuszkowi. – Teraz chcę to robić, by nic nigdy nie zabrakło naszemu dziecku. – dodał. 
  Czas… W ich przypadku przyniósł wiele. Śmierć jedynej osoby z jego rodziny, która ich wspierała. Jego ojca. Chłopak, a raczej już mężczyzna oficjalnie stał się poważnym prezesem firmy. 
 Chwilę później przyniosła sporo przemyśleń z obu stron. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, nadal świetnie się bawili i rozumieli, ale oboje stwierdzili, że jednak nie jest im przeznaczone bycie razem, a sama przyjaźń. Obiecali sobie, że razem wychowają dziecko i żadne nie stanie sobie później na drodze do szczęścia z kimś innym. Kochali się, ale jak brat i siostra, z małym haczykiem… Spodziewających się dziecka. 

  Zatrzymałam samochód tuż obok czarnego SUVa , który był nam dobrze znany. Wiedziałam, że Adam przyjeżdżał tu, gdy miał jakieś ważne problemy, musiał coś przemyśleć, ale nie pomyślałam, że będzie tutaj także po naszej dzisiejszej kłótni. Sergio, który siedział obok mnie i w ciszy tylko słuchał, wpatrywał się przed siebie, próbując przetrawić wszystko to, co przed chwilą opowiedziałam. Wysiadłam z samochodu, a on zrobił to samo. Podeszłam do starszej kobiety, która siedziała tu bardzo często i sprzedawała bukiety kwiatów z jej własnego ogródka. Zawsze zamieniałam z nią kilka słów, ale dziś byłam z Sergio.
- Ślicznie dziś pani wygląda, pani Carloto. – powiedziała kobieta. -  To co zwykle?
- Oczywiście. Cieszę się, że pani pamięta. – posłałam jej uśmiech, a ona podała mi niewielki bukiecik z margerytek. Podałam jej banknot o wartości większej niż wartość bukietu i odmówiłam reszty. Znałam sytuację tej kobiety i przynajmniej tak chciałam jej pomóc. Kilka lat temu straciła męża i została sama o swojej marnej emeryturze. Kochała kwiaty i posiadała duży i piękny ogród, w którym je hodowała i pielęgnowała. Jednocześnie przynosiły jej dodatkowy dochód.
 Odwróciłam się i spojrzałam na Sergio, którzy został przy samochodzie. Skinęłam na niego, a on ruszył w moją stronę. Był bardzo cichy, zapewne poprzez miejsce pod którym byliśmy.
Przeszliśmy przez zdobioną cmentarną bramę, w której minęliśmy się z naszym przyjacielem, który tylko skinął do nas głową. W duchu wiedziałam, że to znaczyło, że podobał mu się mój krok. Zapewne pomyślał „w końcu!”. Sama byłam dumna z siebie z tego kroku.
- Carlota… - w końcu usłyszałam głos Ramosa.
- Podczas porodu zaszły pewne komplikacje. – powiedziałam, krocząc po woli wąską alejką. – W trakcie naturalnego porodu okazało się, że moja córka była źle ułożona. Musieli mnie uśpić i zamienić to w operację, ale było za późno. – dokończyłam cicho. – Pamiętasz jak opowiadałam ci, że spędziłam rok w Stanach? Adam mnie tam zabrał. Bardzo przeżywałam to wszystko i tam chodziłam na terapię. Pomogło mi, ale… - zająknęłam się, zatrzymując się nad maleńkim grobem, na którego płycie leżała świeża pojedyncza róża, którą zostawił przed chwilą Adam.
- Greta Rivera Galvez. – przeczytał Lobo. – Carlota.. – spojrzał na mnie niepewnie. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- To przeze mnie stało się to olbrzymią tajemnicą. Bałam się tego.
- I to dlatego tak uciekałaś od tematu dzieci?
- Cały czas się bałam, że kiedyś spotka mnie to samo. Uwielbiam dzieci, ale po prostu nigdy nie wyobrażałam sobie, że przeżyłabym coś takiego po raz drugi. – powiedziałam, łamiącym się głosem i spojrzałam na niego, czekając jego reakcji. Spuścił wzrok, a ja zaczęłam się stresować. – Sergio?
- Po prostu nie myślałem… - westchnął. – Nie myślałem, że tyle przeszłaś. Jezu, Carlota, przepraszam cię. – zbliżył się i mocno mnie przytulił, chowając w swoich silnych ramionach. Znów czułam się jak taka drobna dziewczynka w rozsypce, znów do wszystkiego wracając. Chciało mi  się płakać. Byłam zarazem smutna i szczęśliwa, że powiedziałam o wszystkim swojemu chłopakowi  i że właśnie taka była jego reakcja. Potrzebowałam go. Teraz sama siebie nie rozumiem dlaczego nie powiedziałam mu o tym. Przecież go znałam. Wiedziałam, że jest najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem i tak będzie zawsze. Zaczęłam szlochać w jego koszulkę, a on tylko jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął. Cieszyłam się, że go miałam. – Przepraszam, że tak naciskałem i później mówiłem tamte rzeczy. Jest mi teraz głupio. – dodał, a ja zrobiłam krok w tył i otarłam łzy rękawem.
- Nie wiedziałeś. Sama miałabym takie głupie domysły, będąc na twoim miejscu. – powiedziałam. – Wiem, że powinnam była ci powiedzieć o tym. Wszystko byłoby łatwiejsze.
- Nie myśl już o tym, dobrze? Wszystko jest już w porządku. – znów mnie przytulił. - Bez względu na wszystko i tak będę z tobą, pamiętaj. Kocham cię i nie ważne czy będziemy mieć dzieci czy nie, chcę byś była ze mną. – objął moją twarz w swoje dłonie i ucałował mnie w środek czoła.

Pierwotnie to tu miało się zakończyć to opowiadanie, ale coś mnie tchnęło i myślę, że powstanie jeszcze kilka rozdziałów "rok później" :)

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział VI

   Nadal ignorowałam telefony od Ramosa. Było ich sporo i za każdym razem podchodziłam do telefonu, lecz coś mnie blokowało. Nie rozumiałam samej siebie. Niby chciałam, ale nie mogłam.
W pracy pokazałam się dopiero czwartego dnia, ale wcześniej musiałam wyjść na drobne zakupy, bo nie mogłam się pokazać w tym w czym przyjechałam do Adama albo w jego dresach.
Pracowałam od rana, próbując nadrobić swoja trzydniową nieobecność. Na szczęście dziewczyny trochę tutaj ogarnęły, więc nie miałam tak dużo pracy. Głód poczułam dopiero gdy mój szef wychodził na spotkanie, więc wtedy wpisałam sobie wyjście na lunch. Wyszłam z biurowca i przeszłam przez ulicę do niewielkiego baru, w którym zjadłam zapiekankę z dodatkami.
Do budynku weszłam sporo przed zakończeniem mojej przerwy, ale nowa dziewczyna z recepcji od razu mnie do siebie przywołała.
- Carlota, ktoś do ciebie. Czeka tutaj, bo nie mogłam się dodzwonić na górę. Nie widziałam, że wychodzisz. – Młoda szatynka o dużych i niebieskich oczach posłała mi lekki uśmiech i wskazała na sofę nieopodal. Siedział tam mężczyzna, który wpatrywał się bezcelowo w posadzkę. Ubrany w jeansy i biały T-shirt. Lekki zarost i zmierzwione włosy. Dobrze zbudowany i zadbany. Jednocześnie elegancki i luzacki. Mieszkanka wszystkiego, ale równało się to w jedną idealną całość. Mój Sergio.
Przychodził po mnie bardzo często i wszyscy pracownicy wiedzieli, że zawsze czeka tu mnie. Czasem przynosił kwiaty i cały biurowiec o tym trąbił. Dziewczyny mi zazdrościły i ciągle gratulowały, a koledzy próbowali ze mną załatwiać sobie miejsca na mecze. Ta dziewczyna  była nowa, pracowała od kilku dni, więc miała prawo nie wiedzieć.
- Dziękuję, Maite. – skinęłam głową. Miałam go przed sobą i nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chciałam podejść, przytulić go i wrócić z nim do domu, a z drugiej… No właśnie. Nie wiedziałam. Podniósł głowę i spojrzał centralnie na mnie. Od razu wstał i podszedł. Wewnątrz mnie wszystko chodziło i nie mogło się uspokoić.
- Kochanie.. – wypowiedział cicho. – Martwiłem się. Nie odbierałaś żadnych telefonów. Naprawdę się bałem, że mogło ci się coś stać. – dodał, a ja pociągnęłam go troszeczkę na bok. Nie chciałam stać na środku holu i załatwiać swoich spraw. Nigdy nie chciałam zwracać na siebie szczególnej uwagi. To było moje życie prywatne i nie chciałabym by zaraz ktoś miał z tego używanie.
- Nie musiałeś. Dość jasno zarzuciłeś mi coś, co nie jest prawdą. – powiedziałam, odwracając od niego wzrok.
- Ja to wiem. Byłem zdenerwowany. – mówił ze skruchą. – Wróć do domu. Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też, Sergio. – szepnęłam.
- Przyjedź do domu po pracy. Porozmawiamy na spokojnie o wszystkim, dobrze? Wytłumaczysz mi to czego nie rozumiem. – złapał delikatnie za moje ramię. Dobrze wiedziałam o jaki temat mu chodziło. Ja nadal nie potrafiłam. I chyba właśnie ta nieumiejętność bolała najbardziej.
- Ale.. – westchnęłam ciężko.
- I znów to samo. Robisz z tego olbrzymi problem. – zmarszczył brwi z niezadowolenia. – Na moim miejscu też byś się denerwowała. Chciałabyś wiedzieć o co chodzi. – powiedział z lekką irytacją w głosie. Pewnie miał rację. Gdyby on coś ukrywał, pewnie chodziłabym podenerwowana. Byłabym dociekliwa, tak jak on teraz.
- Więc to może ja jestem tym problemem. – warknęłam i skierowałam się do windy, zostawiając go. Tak, to była święta prawda, to ja byłam problemem.  To ja robiłam z tego problem i nie potrafiłam sobie z tym poradzić, a tym bardziej z kimś się z tym podzielić. Z kimś kto jest dla mnie cholernie ważny. Nie poznał prawdy, bo ja to wypierałam i chciałam zakopać jak najgłębiej. Świat niestety jest zbudowany tak, że z nie wszystkim się tak da. Ludzie wiedzą o sprawach innych i nie zawsze chcą milczeć. Jeszcze gorsze jest to, że to zostaje w pamięci nas samych.

  Adam siedział naprzeciw mnie i wpatrywał się w ciszy, trzymając w dłoni butelkę z piwem. Wyglądał jak każdy facet, który wrócił z pracy i chce się jakoś zrelaksować. Właśnie skończyłam opowiadać mu sytuację z biura, gdy to przyszedł do mnie Sergio, więc jego odpoczynek był równy zeru. Znów musiał się mnie nasłuchać. Dobrze wiedziałam, że miał mnie już po dziurki w nosie, bo nakręcałam się jak ta katarynka i mówiłam w kółko o jednym.
- Powiem to już któryś raz… Nie rozumiem cię. To ty robisz z tego jakąś wielką tajemnicę. Nikt o tym jasno nie mówi ze względu na ciebie, a Ramos na tym wszystkim ubolewa najbardziej. Martwi się o ciebie, bo nie ma zielonego pojęcia o co chodzi. – odpowiedział w końcu.
- W końcu się pozbieram i wszystko mu wyjaśnię. – odparłam.
- Mam nadzieję, że już niedługo. – powiedział i wstał, przechodząc na kanapę przed telewizor. – Gość ma naprawdę sporo cierpliwości do ciebie. – westchnął.
- Skończ już z takimi odzywkami, co? – warknęłam do przyjaciela.
- Dziwisz się? Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko i  dobrze o tym wiesz. – odstawił piwo na stolik. Nie zdążył upić z niego ani łyka, odkąd go wyjął z lodówki.
- Jestem ci wdzięczna, że mogę u ciebie być, ale jeżeli masz mnie dość, to powiedz to!
- Nie mam cię dość, Carlota! Chcę ci jakoś pomóc, ale ty nic do siebie nie dopuszczasz. Kiedy w końcu to zrozumiesz? Jeżeli nie ty, to sam powiem o wszystkim Ramosowi. Powinien wiedzieć i ty też o tym wiesz. Wszyscy ci to w kółko powtarzają! – prawie krzyczał.
- To nie twoja sprawa! – zawołałam. Przestraszyłam się, gdy zagroził mi, że sam wszystko wyjawi Sergio.
- Proszę? – przekrzywił głowę i spojrzał na mnie. – To tak samo moja sprawa jak i twoja. Nie masz prawa temu zaprzeczać. Nie tylko tobie jest z tym źle i to rozpamiętujesz. Nie raz myślę sobie, co by było gdyby…
- Przesadzasz.
    - Hej, teraz to ty przesadzasz. Nie jesteś pępkiem świata, by każdy ci ustępował, bo taka z ciebie biedna dziewczynka. Nigdy o tym wszystkim nie zapomnę tak samo jak ty, rozumiesz? I masz wybór, albo do końca życia będziesz się nad sobą użalać albo powiesz mu o wszystkim i zyskasz normalne życie. On zasługuję na prawdę, bo cię kocha i będziesz największą na świcie kretynką jeżeli spieprzysz to na własne życzenie. – Był wściekły jak mało kiedy. Rzucił pilotem o kanapę, zabrał portfel, telefon, kluczyki oraz swój płaszcz i wybiegł z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
Stałam i najpierw wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą, a następnie zsunęłam się na podłogę. Wszystko wokół mnie zaczęło wirować. Czułam łzy pod powiekami. Potrzebowałam tej kłótni i silnego kopniaka, by sobie uświadomić  zamknięcie w swoim świecie, w którym żyłam w ostatnim czasie. Było mi tak cholernie głupio. Adam miał rację, że to była też jego sprawa. Byłam taka głupia i zapatrzona w siebie, by powiedzieć, że tak nie jest. Mogłam mówić sobie co chcę, ale wszyscy inni mieli rację. Sergio musi poznać całą prawdę i teraz czuję, że jeżeli mu powiem, sama poczuję spadający ciężar. Ale to też nie będzie takie hop i siup jak sobie mogę wyobrazić. Nie wiem jak on to przyjmie. Czy będzie musiał to chwilę sam przeboleć i sobie poukładać czy powie, że wszystko będzie dobrze?
   Nie mogłam dłużej się zastanawiać. Powinnam działać. Podniosłam się i wytarłam mokre policzki. Pomaszerowałam do pokoju i przebrałam się. Usiadłam na kraju łóżka i zabrałam do ręki swój telefon. Na tapecie widniało nasze wspólne zdjęcie, na widok którego zawsze się uśmiechałam. Teraz też tak było. Wybrałam jego numer i z lekką paniką przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi i trzeci.
- Halo? Carlota, cieszę się, że dzwonisz. – powiedział, a w jego głosie usłyszałam radość. Przez to i ja poczułam się odrobinę pewniej.
- Hej. Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty. – odpowiedziałam cicho.
- Nie. Jestem w domu i szczerze powiedziawszy, miałem nadzieję, że przyjedziesz albo chociaż zadzwonisz.
- Chciałabym się spotkać i porozmawiać. Tak naprawdę, o wszystkim.  – rzekłam niepewnie. Bałam się, ale jednak musi przejść mi to przez gardło. To jest mój ukochany mężczyzna i robiłam olbrzymi błąd. Teraz musiałam to naprawić.
- Jasne. Powiedz mi tylko gdzie mam się pojawić i o której? – Jeszcze bardziej się ożywił.
- Nie, zostań w domu. Przyjadę do ciebie i chciałabym cię gdzieś zabrać, przejechać się.
- W porządku.
- Powinnam być pod domem za jakieś piętnaście minut. Czekaj na mnie.
- W takim razie do zobaczenia kochanie. – Jego opanowany głos zawsze był dla mnie kojący.
- Cześć, Sergio. – pożegnałam się i rozłączyłam. Zabrałam swoją torebkę i sprawdziłam, gdy mam w niej dokumenty i portfel. Założyłam na siebie płaszczyk i ubrałam buty. Telefon schowałam do kieszeni i zabrałam klucze z półki w przedpokoju. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Zjechałam windą na parking i wsiadłam do samochodu. Czułam w sobie pewną siłę i energię. Miałam jedynie nadzieję, że pojawił się obok mnie piłkarz, ja po raz tysięczny nie spanikuję i będzie dobrze. Musiało być. Nie wyobrażałam sobie swojego życia bez niego.
Uwielbiam Adama w tym rozdziale! 

czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział V

  Myślałam, że to z czasem minie. Temat się zakończy i będę miała święty spokój, nadal będę żyła ze swoją tajemnicą i będzie dobrze. Jednak się przeliczyłam, bo Sergio jeszcze przynajmniej dwa razy delikatnie i okrężnie zaczynał temat, a ja tak samo delikatnie i okrężnie go zmieniałam. Domyślałam się, że było mu z tym źle, bo zawsze gdy któreś z nas chciało o czymś porozmawiać, byliśmy wtedy przy sobie i żaden temat nie sprawiał nam problemu. Przysiadaliśmy razem do tego i dochodziliśmy wspólnie do jakiegoś sensu. Tym razem to ja budowałam mur i było mi z tym coraz gorzej, a on cierpliwie czekał i nie wiedział dlaczego tak reaguję.
  W końcu nadarzył nam się dzień, w którym ja miałam wolne, a on nie miał treningu i mogliśmy spędzić go we dwoje. Sergio zabrał mnie na obiad do naszej ulubionej knajpki, a później wybraliśmy się na zakupy, bo w naszych szafkach i lodówce zaczynała przeważać pustka. Codziennie chodziło się do sklepu i kupowało jakieś podstawowe produkty, ale musieliśmy w końcu wybrać się do dużego sklepu i wyjść z całym wózkiem produktów. Szczerze powiedziawszy zawsze sprawiało nam to olbrzymią przyjemność. Zachowywaliśmy się jak dzieci, przemierzając kolejne alejki i pakując do środka wszystko co nam się podobało i na co mieliśmy ochotę.
   Gdy wróciliśmy do domu, zabraliśmy się za rozpakowywanie zakupów przy głośnej muzyce. Zajęło nam to naprawdę sporo czasu, bo Sergio zamiast pomagać, on ciągle porywał mnie do tańca. Niby takie małe rzeczy, ale byliśmy w tym momencie cholernie szczęśliwi.
Doprowadziliśmy wszystko do porządku i z tego co się zorientowałam, była moja pora. Podeszłam do jednej z kuchennych szafek, w której trzymaliśmy lekarstwa i zabrałam z niej jedno małe pudełeczko z tabletkami antykoncepcyjnymi, które codziennie zażywałam. Sergio stał obok mnie, oparty o kuchenny blat i ciągle mi się przyglądał. Nalałam sobie trochę wody do szklanki i popiłam tabletkę. W tym momencie poczułam jego ręce na swojej talii, jak mnie obejmują i przyciągają do siebie.
- Carlota, dlaczego? – zapytał cicho wprost do mojego ucha.
- Hmmmm? Nie rozumiem. – odparłam zdziwiona i oparłam głowę o jego tors. On natomiast pociągnął mnie za sobą i usiadł na krześle, sadzając mnie sobie bokiem na kolanach. Odgarnął delikatnie jeden kosmyk moich włosów, który odstawał i założył go za ucho.
- Jest nam ze sobą dobrze, prawda? – znów zapytał, a ja skinęłam głową. – Kochamy się i jesteśmy rodziną. – powiedział, a ja znów skinęłam, ale od środka czułam jak wszystko zaczyna się we mnie palić. – I staramy się być ze sobą szczerzy.. – dodał, a ja poczułam gulę, narastającą w moim gardle.  – Nie rozumiem jednej rzeczy. Uwielbiasz dzieci i one kochają ciebie, ale gdy zaczynam temat naszych… Kochanie, czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć? Czy coś jest nie tak? – Patrzył na mnie z taką troską i zainteresowaniem. Miałam ochotę się popłakać.
- Sergio.. Ja.. Bo chodzi o to, że… - jąkałam się. Zagryzłam wargę i podniosłam się, podchodząc do blatu i podtrzymując się o niego.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko i nic to nie zmieni między nami. Chcę poznać tego powód. – podszedł do mnie. – Chodzi o to, że nie możesz mieć dzieci? – zapytał niepewnie i bardzo ostrożnie. Spojrzałam na niego.
- Nie, to nie tak. – pokręciłam głową. – Bo… - już chciałam powiedzieć wszystko, od a do z. Całą prawdę. – Zaskoczyłeś mnie tym! – I spanikowałam.
- Carlota, jesteśmy już ze sobą bardzo długo czy to nie jest normalne, że chciałbym stworzyć rodzinę i mieć z tobą dzieci, pokazać innym, że możemy być dużą i szczęśliwą rodziną? Jesteś dla mnie najważniejsza i kocham cię. Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości z kimś innym. – mówił, a ja czułam łzy w oczach.
- Chyba nie jestem na to gotowa. – mruknęłam cicho.
- Ja jestem i razem dalibyśmy sobie z tym radę. To by było naprawdę coś. Nigdy nie myślałaś o córce albo synu? Chciałbym być ojcem, słyszeć jak ktoś wymawia do mnie słowo „tata”.
- Właśnie, bo ty chciałbyś.. – bąknęłam w jego stronę. – Myślisz o sobie.
- Jasne, teraz odwróć to wszystko i obarcz mnie winą!
- Jesteś samolubny!
- Może i jestem, ale przynajmniej mówię to co mi leży na sercu. – zawołał.  – Nie rozumiem cię w ogóle. Nawet nie chcesz powiedzieć o co dokładnie chodzi. Carlota, powiedz coś, bo w tym momencie jesteś dla mnie cholerną zagadką! – patrzył na mnie przeszywająco, a ja stałam i milczałam. – Albo po prostu powiedz, że to wszystko ściema, masz innego i nigdy nie brałaś mnie na poważnie! – ryknął, a ja aż podskoczyłam.
- Oczywiście, Sergio. – powiedziałam cicho. – Przecież ty masz zawsze rację. – spojrzałam z żalem na piłkarza, po czym poczułam na swoim policzku łzę. Wiedziałam, ze raniłam go brakiem prawdy, ale on teraz zranił mnie swoimi słowami. Wiedziałam, że to było w nerwach, ale zabolało mnie to, że nawet mógł o tym pomyśleć. Widząc mokry ślad na moim policzku, jego mina zmiękła. Chciał mnie przytulić, ale ja zrobiłam krok w tył, ominęłam go i wyszłam z kuchni. Zabrałam swoją torebkę i kluczyki, po czym opuściłam dom z głośnym trzaśnięciem drzwiami.
- Carlota! – usłyszałam, gdy wsiadałam do swojego samochodu i odjeżdżałam z podjazdu. Spojrzałam we wsteczne lusterko. Stał obok drzwi i wpatrywał się w oddalający się samochód.

   Poczułam jak ktoś zabiera kołdrę, którą byłam przykryta. Otworzyłam niepewnie oczy i zobaczyłam nad sobą Adama, który w spodniach garniturowych i szarej koszuli stał nade mną, a w dłoniach trzymał po jednym krawacie.
- Który? – zapytał,  a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Codziennie rano sam wybierasz sobie krawat, a dziś nagle potrzebujesz rady?
- Wykopałaś mnie z własnej sypialni do gościnnego, wiec pokutuj. – zaśmiał się.
- Trzeba było nie kupować sobie takiego cudownego materaca. – mruknęłam.  - Ten w twojej lewej ręce. – wskazałam na ten ciemniejszy i przejechałam dłonią po twarzy. Zabrałam z powrotem kołdrę, zawinęłam się w kokon i oparłam głowę i zagłówek, obserwując przyjaciela, który stoi przy lustrze i wiąże krawat.
- Rozumiem, że chcesz spędzić tak cały dzień? – spojrzał na moje odbicie w lustrze, a ja pokiwałam głową. – Ja wiem, że nakłamałaś w pracy, że się przeziębiłaś i uwierz, możesz u mnie mieszkać ile chcesz, ale włącz swój telefon, bo pewnie masz tam milion wiadomości od Sergio.
- Skąd w ogóle wiesz, że mam wyłączony telefon? – zapytałam z wyrzutem.
- Bo leży na wyspie w kuchni. – odpowiedział spokojnie. – Do mnie też dzwonił.
- I oczywiście powiedziałeś mu, że jestem u ciebie?
- Nawet nie pytał. Sam się domyślił. Wasza kłótnia była bezsensowna…
- Idź już do tej pracy, co? To wszystko już na ciebie czeka. – bąknęłam.
- Jasne. – pokręcił głową. – Trzymaj się, będę popołudniu. – powiedział i podszedł. Ucałował mnie w czoło i wyszedł z sypialni. Nasłuchiwałam jeszcze przez chwilę jak chodził po innych pomieszczeniach, aż w końcu usłyszałam jak zamyka za sobą główne drzwi. Jeszcze na chwilę schowałam głowę pod kołdrę i zamknęłam oczy, chcąc o wszystkim zapomnieć.
Z łóżka podniosłam się dopiero koło południa. Zjadłam śniadanie i resztę dnia spędziłam przed telewizorem albo przez laptopem, nawet nie zmieniając ubrać. Ciągle siedziałam w koszulce i dresach Rivery, które wczoraj od niego wzięłam.
     Dopiero wtedy wzięłam do ręki swój telefon. Włączyłam go i faktycznie, od razu napłynęła na niego masa wiadomości i powiadomień. Dostałam SMS od koleżanki z pracy jak się czuję, a później już tylko wiadomości od Sol, gdzie ja się podziewam, bo Sergio wydzwania. I właśnie od niego… Wiadomości tekstowe, że przeprasza i bym wróciła do domu. Milion nieodebranych połączeń i nagrań na pocztę. Automatycznie zrobiło mi się cholernie smutno, słysząc jego przybity i przejęty głos, gdy się nagrywał. Kochałam go jak nikogo innego i nie potrafiłam się normalnie zachować, tak jak powinnam była zrobić na samym początku. Powinnam mu była powiedzieć wtedy wszystko i czekać na jego reakcję, a nie tyle to tuszować, teraz kłócić się i pomieszkiwać u Adama.
Siedziałam na środku kanapy i jakby zahipnotyzowana wpatrując się w ekran telefonu. Obudził mnie dopiero dźwięk otwierających się drzwi i głos przyjaciela.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna, bo ja mam cholerną ochotę na fast foody i kupiłem wszystkiego po trochu, a na później lody. – powiedział i postawił siatkę na blat stołu, a pudełko z lodami schował do zamrażalki. Ja podniosłam się i prawie sunąc nogami po panelach, przeniosłam się na stołek przy wyspie. – A ty nadal jesteś cieniem. – stwierdził i odwiesił marynarkę na oparcie, a ja spojrzałam na siatkę i lekko się uśmiechnęłam.
- Właśnie przypomniałeś mi czasy gdy mieszkaliśmy w Nowym Jorku. – powiedziałam. – Też się mną zajmowałeś.
- Ale wtedy byłaś w rozsypce i potrzebowałaś tego, a teraz tylko pokłóciłaś się ze swoim facetem i potrzebujesz przyjaciela. – odparł i poklepał mnie po ramieniu. – Sałatka z kurczakiem czy hamburger? – zaczął wyjmować wszystko i rozkładać na blacie.

Wiecie co? Chyba porwałam się z motyką na księżyc z trzeba blogami na raz i czwartym, który nie piszę sama. 
Szczególnie w tym czasie, ale obiecuję, że już tylko będzie lepiej! Tu rozdziału nie było najdłużej, więc dodaję go dziś! Dlaczego dziś? Tu od razu kryje się powód mojej nieobecności. Napisałam dziś pierwszą część egzaminu zawodowego - teoria. Praktyka niedługo.

Do tego:
Zapraszam do siebie na podstronę, gdzie wstawiłam post z odrobiną statystyk - klik!
Oraz na nowego bloga, który współtworzę z Moniiką - klik
Nie wiem, na którym blogu pojawi się następna notka, na Xabim czy Pique, ale pojawi się! :)