piątek, 26 lutego 2016

Rozdział VI

   Nadal ignorowałam telefony od Ramosa. Było ich sporo i za każdym razem podchodziłam do telefonu, lecz coś mnie blokowało. Nie rozumiałam samej siebie. Niby chciałam, ale nie mogłam.
W pracy pokazałam się dopiero czwartego dnia, ale wcześniej musiałam wyjść na drobne zakupy, bo nie mogłam się pokazać w tym w czym przyjechałam do Adama albo w jego dresach.
Pracowałam od rana, próbując nadrobić swoja trzydniową nieobecność. Na szczęście dziewczyny trochę tutaj ogarnęły, więc nie miałam tak dużo pracy. Głód poczułam dopiero gdy mój szef wychodził na spotkanie, więc wtedy wpisałam sobie wyjście na lunch. Wyszłam z biurowca i przeszłam przez ulicę do niewielkiego baru, w którym zjadłam zapiekankę z dodatkami.
Do budynku weszłam sporo przed zakończeniem mojej przerwy, ale nowa dziewczyna z recepcji od razu mnie do siebie przywołała.
- Carlota, ktoś do ciebie. Czeka tutaj, bo nie mogłam się dodzwonić na górę. Nie widziałam, że wychodzisz. – Młoda szatynka o dużych i niebieskich oczach posłała mi lekki uśmiech i wskazała na sofę nieopodal. Siedział tam mężczyzna, który wpatrywał się bezcelowo w posadzkę. Ubrany w jeansy i biały T-shirt. Lekki zarost i zmierzwione włosy. Dobrze zbudowany i zadbany. Jednocześnie elegancki i luzacki. Mieszkanka wszystkiego, ale równało się to w jedną idealną całość. Mój Sergio.
Przychodził po mnie bardzo często i wszyscy pracownicy wiedzieli, że zawsze czeka tu mnie. Czasem przynosił kwiaty i cały biurowiec o tym trąbił. Dziewczyny mi zazdrościły i ciągle gratulowały, a koledzy próbowali ze mną załatwiać sobie miejsca na mecze. Ta dziewczyna  była nowa, pracowała od kilku dni, więc miała prawo nie wiedzieć.
- Dziękuję, Maite. – skinęłam głową. Miałam go przed sobą i nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chciałam podejść, przytulić go i wrócić z nim do domu, a z drugiej… No właśnie. Nie wiedziałam. Podniósł głowę i spojrzał centralnie na mnie. Od razu wstał i podszedł. Wewnątrz mnie wszystko chodziło i nie mogło się uspokoić.
- Kochanie.. – wypowiedział cicho. – Martwiłem się. Nie odbierałaś żadnych telefonów. Naprawdę się bałem, że mogło ci się coś stać. – dodał, a ja pociągnęłam go troszeczkę na bok. Nie chciałam stać na środku holu i załatwiać swoich spraw. Nigdy nie chciałam zwracać na siebie szczególnej uwagi. To było moje życie prywatne i nie chciałabym by zaraz ktoś miał z tego używanie.
- Nie musiałeś. Dość jasno zarzuciłeś mi coś, co nie jest prawdą. – powiedziałam, odwracając od niego wzrok.
- Ja to wiem. Byłem zdenerwowany. – mówił ze skruchą. – Wróć do domu. Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też, Sergio. – szepnęłam.
- Przyjedź do domu po pracy. Porozmawiamy na spokojnie o wszystkim, dobrze? Wytłumaczysz mi to czego nie rozumiem. – złapał delikatnie za moje ramię. Dobrze wiedziałam o jaki temat mu chodziło. Ja nadal nie potrafiłam. I chyba właśnie ta nieumiejętność bolała najbardziej.
- Ale.. – westchnęłam ciężko.
- I znów to samo. Robisz z tego olbrzymi problem. – zmarszczył brwi z niezadowolenia. – Na moim miejscu też byś się denerwowała. Chciałabyś wiedzieć o co chodzi. – powiedział z lekką irytacją w głosie. Pewnie miał rację. Gdyby on coś ukrywał, pewnie chodziłabym podenerwowana. Byłabym dociekliwa, tak jak on teraz.
- Więc to może ja jestem tym problemem. – warknęłam i skierowałam się do windy, zostawiając go. Tak, to była święta prawda, to ja byłam problemem.  To ja robiłam z tego problem i nie potrafiłam sobie z tym poradzić, a tym bardziej z kimś się z tym podzielić. Z kimś kto jest dla mnie cholernie ważny. Nie poznał prawdy, bo ja to wypierałam i chciałam zakopać jak najgłębiej. Świat niestety jest zbudowany tak, że z nie wszystkim się tak da. Ludzie wiedzą o sprawach innych i nie zawsze chcą milczeć. Jeszcze gorsze jest to, że to zostaje w pamięci nas samych.

  Adam siedział naprzeciw mnie i wpatrywał się w ciszy, trzymając w dłoni butelkę z piwem. Wyglądał jak każdy facet, który wrócił z pracy i chce się jakoś zrelaksować. Właśnie skończyłam opowiadać mu sytuację z biura, gdy to przyszedł do mnie Sergio, więc jego odpoczynek był równy zeru. Znów musiał się mnie nasłuchać. Dobrze wiedziałam, że miał mnie już po dziurki w nosie, bo nakręcałam się jak ta katarynka i mówiłam w kółko o jednym.
- Powiem to już któryś raz… Nie rozumiem cię. To ty robisz z tego jakąś wielką tajemnicę. Nikt o tym jasno nie mówi ze względu na ciebie, a Ramos na tym wszystkim ubolewa najbardziej. Martwi się o ciebie, bo nie ma zielonego pojęcia o co chodzi. – odpowiedział w końcu.
- W końcu się pozbieram i wszystko mu wyjaśnię. – odparłam.
- Mam nadzieję, że już niedługo. – powiedział i wstał, przechodząc na kanapę przed telewizor. – Gość ma naprawdę sporo cierpliwości do ciebie. – westchnął.
- Skończ już z takimi odzywkami, co? – warknęłam do przyjaciela.
- Dziwisz się? Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko i  dobrze o tym wiesz. – odstawił piwo na stolik. Nie zdążył upić z niego ani łyka, odkąd go wyjął z lodówki.
- Jestem ci wdzięczna, że mogę u ciebie być, ale jeżeli masz mnie dość, to powiedz to!
- Nie mam cię dość, Carlota! Chcę ci jakoś pomóc, ale ty nic do siebie nie dopuszczasz. Kiedy w końcu to zrozumiesz? Jeżeli nie ty, to sam powiem o wszystkim Ramosowi. Powinien wiedzieć i ty też o tym wiesz. Wszyscy ci to w kółko powtarzają! – prawie krzyczał.
- To nie twoja sprawa! – zawołałam. Przestraszyłam się, gdy zagroził mi, że sam wszystko wyjawi Sergio.
- Proszę? – przekrzywił głowę i spojrzał na mnie. – To tak samo moja sprawa jak i twoja. Nie masz prawa temu zaprzeczać. Nie tylko tobie jest z tym źle i to rozpamiętujesz. Nie raz myślę sobie, co by było gdyby…
- Przesadzasz.
    - Hej, teraz to ty przesadzasz. Nie jesteś pępkiem świata, by każdy ci ustępował, bo taka z ciebie biedna dziewczynka. Nigdy o tym wszystkim nie zapomnę tak samo jak ty, rozumiesz? I masz wybór, albo do końca życia będziesz się nad sobą użalać albo powiesz mu o wszystkim i zyskasz normalne życie. On zasługuję na prawdę, bo cię kocha i będziesz największą na świcie kretynką jeżeli spieprzysz to na własne życzenie. – Był wściekły jak mało kiedy. Rzucił pilotem o kanapę, zabrał portfel, telefon, kluczyki oraz swój płaszcz i wybiegł z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
Stałam i najpierw wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą, a następnie zsunęłam się na podłogę. Wszystko wokół mnie zaczęło wirować. Czułam łzy pod powiekami. Potrzebowałam tej kłótni i silnego kopniaka, by sobie uświadomić  zamknięcie w swoim świecie, w którym żyłam w ostatnim czasie. Było mi tak cholernie głupio. Adam miał rację, że to była też jego sprawa. Byłam taka głupia i zapatrzona w siebie, by powiedzieć, że tak nie jest. Mogłam mówić sobie co chcę, ale wszyscy inni mieli rację. Sergio musi poznać całą prawdę i teraz czuję, że jeżeli mu powiem, sama poczuję spadający ciężar. Ale to też nie będzie takie hop i siup jak sobie mogę wyobrazić. Nie wiem jak on to przyjmie. Czy będzie musiał to chwilę sam przeboleć i sobie poukładać czy powie, że wszystko będzie dobrze?
   Nie mogłam dłużej się zastanawiać. Powinnam działać. Podniosłam się i wytarłam mokre policzki. Pomaszerowałam do pokoju i przebrałam się. Usiadłam na kraju łóżka i zabrałam do ręki swój telefon. Na tapecie widniało nasze wspólne zdjęcie, na widok którego zawsze się uśmiechałam. Teraz też tak było. Wybrałam jego numer i z lekką paniką przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi i trzeci.
- Halo? Carlota, cieszę się, że dzwonisz. – powiedział, a w jego głosie usłyszałam radość. Przez to i ja poczułam się odrobinę pewniej.
- Hej. Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty. – odpowiedziałam cicho.
- Nie. Jestem w domu i szczerze powiedziawszy, miałem nadzieję, że przyjedziesz albo chociaż zadzwonisz.
- Chciałabym się spotkać i porozmawiać. Tak naprawdę, o wszystkim.  – rzekłam niepewnie. Bałam się, ale jednak musi przejść mi to przez gardło. To jest mój ukochany mężczyzna i robiłam olbrzymi błąd. Teraz musiałam to naprawić.
- Jasne. Powiedz mi tylko gdzie mam się pojawić i o której? – Jeszcze bardziej się ożywił.
- Nie, zostań w domu. Przyjadę do ciebie i chciałabym cię gdzieś zabrać, przejechać się.
- W porządku.
- Powinnam być pod domem za jakieś piętnaście minut. Czekaj na mnie.
- W takim razie do zobaczenia kochanie. – Jego opanowany głos zawsze był dla mnie kojący.
- Cześć, Sergio. – pożegnałam się i rozłączyłam. Zabrałam swoją torebkę i sprawdziłam, gdy mam w niej dokumenty i portfel. Założyłam na siebie płaszczyk i ubrałam buty. Telefon schowałam do kieszeni i zabrałam klucze z półki w przedpokoju. Wyszłam z mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Zjechałam windą na parking i wsiadłam do samochodu. Czułam w sobie pewną siłę i energię. Miałam jedynie nadzieję, że pojawił się obok mnie piłkarz, ja po raz tysięczny nie spanikuję i będzie dobrze. Musiało być. Nie wyobrażałam sobie swojego życia bez niego.
Uwielbiam Adama w tym rozdziale!