czwartek, 17 marca 2016

Rozdział VII

   Była sobie pewna dziewczyna, która wraz ze swoją rodziną mieszkała pod Madrytem. W wieku osiemnastu lat poznała chłopaka, z którym od razu zaczęła się dobrze rozumieć. Zgrywał wyluzowanego i niegrzecznego chłopca, ale ona widziała w nim kogoś więcej. Kogoś, kto jednak któregoś dnia do czegoś dojdzie i będzie całkiem kimś innym. Cały czas myślała, że pochodzi ze zwykłej rodziny, a nawet może takiej, gdzie trzeba było przyciskać pasa. Był naprawdę zwyczajnym chłopakiem jak na swój wiek. Na pierwszy rzut oka, nie wyglądał tak, ale był ułożonym i mądrym człowiekiem. 
   Często spędzali razem czas i bywał gościem w jej domu. Lubili go jej rodzice i rodzeństwo. Rzadko wspominał cokolwiek o swoim domu i rodzinie, a jeżeli już to niechętnie i zdawkowo. 
W końcu stali się parą, co uszczęśliwiło jej rodzinę, która kibicowała im od początku. Ciągle słyszała od matki czy siostry, że fajnie trafiła. Po jakimś czasie dziewczyna dowiedziała się, że jest w ciąży.  Pomyślała, że w jednej chwili zawalił się jej świat. Chciała by on pierwszy się o tym dowiedział, ale jak na złość przez cały dzień nie odbierał od niej telefonów. Zaczekała kolejny i jeszcze jeden, aż w końcu zebrała się w sobie i udała się do parku, gdzie często przesiadywali jego najlepsi kumple. Długo namawiała ich, by w końcu podali jej jego adres, lecz w końcu się udało. Byli bardzo niechętni, co ją dziwiło. Gdzieś w środku wyobrażała sobie nawet starą kamienicę, gdzie w co drugim mieszkaniu słychać krzyki, brzęk alkoholu i tym podobne. Jednak bardzo nie chciała się znaleźć w takim miejscu. 
   Jadąc taksówką nie wierzyła własnym oczom, temu co widzi. Myślała, że to pewnie kierowca pomylił ulice, ale gdy zatrzymał się pod olbrzymią ozdobną bramą, obok której wyraźnie widać było nazwę ulicy i numer domu, dotarła do niej pewna rzecz. Chłopak raczej nie był z nią do końca szczery. I już wiedziała dlaczego wszyscy za nią zatajali miejsce zamieszkania chłopaka. Przeszła wolnym krokiem przez chodnik, kierując się w stronę domu, dokładnie go oglądając. Olbrzymi ogród sprawiał na niej wrażenie, budynek tym bardziej. Niepewnie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi i odczekała chwilkę. W końcu w progu pojawił się pewien starszy mężczyzna w garniturze. Przywitał się i zapytał w czym może pomóc, a ona zgodnie z prawdą odpowiedziała kogo szuka. Nie mogła się otrząsnąć w szoku, gdy stała w eleganckim salonie, czekając na „panicza”, jak to nazwał go stary lokaj. 
   I zobaczyła go, schodzącego po schodach w jeansach i koszuli, całkiem odmienionego. Zobaczyła w jego oczach strach, jakby przestraszył się jej reakcji. Zabrał ją do swojego pokoju i wszystko wytłumaczył, od początku do końca. Był obrzydliwie bogaty, ale nigdy nie przykuwał do tego zbytnio uwagi i chciał być sobą, ale stan jego ojca nagle się pogorszył i to na niego spadła cała odpowiedzialność nauki prowadzenia rodzinnej firmy. Dlatego się nie odzywał. Musiał się wdrożyć, a jego matka ciągle mu o tym przypominała i pośpieszała. 
Nie rozumiał wcale, gdy po wszystkim ta się rozpłakała. Dopiero po chwili zebrała się na odwagę i powiedziała o swoim stanie. Również było to dla niego zaskoczeniem, ale uwierzył i obiecał, że nie zostawi jej z tym samej. 
Jego ojciec był naprawdę pozytywnym człowiekiem, który od razu polubił dziewczynę. Miał dobry kontakt z synem i wiedział o niej od początku, ale matka.. Była typową wyrafinowaną i wredną bogaczką, która uprzykrzała jej życie na każdym kroku. Widziała w niej kolejną dziewuchnę, która leciała na ich pieniądze, kiedy wcale tak nie było. Przecież poznała go jako chłopaka w starym T-shircie przesiadującego w parku z przyjaciółmi. 
- Wiesz… Na początku zająłem się firmą przez nacisk matki, chorobę ojca… – usłyszała pewnego wieczoru, gdy on przyjechał do niej prosto po męczącym dniu w biurze. Oboje leżeli na jej łóżku, a on przypatrywał się już jej sporemu brzuszkowi. – Teraz chcę to robić, by nic nigdy nie zabrakło naszemu dziecku. – dodał. 
  Czas… W ich przypadku przyniósł wiele. Śmierć jedynej osoby z jego rodziny, która ich wspierała. Jego ojca. Chłopak, a raczej już mężczyzna oficjalnie stał się poważnym prezesem firmy. 
 Chwilę później przyniosła sporo przemyśleń z obu stron. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, nadal świetnie się bawili i rozumieli, ale oboje stwierdzili, że jednak nie jest im przeznaczone bycie razem, a sama przyjaźń. Obiecali sobie, że razem wychowają dziecko i żadne nie stanie sobie później na drodze do szczęścia z kimś innym. Kochali się, ale jak brat i siostra, z małym haczykiem… Spodziewających się dziecka. 

  Zatrzymałam samochód tuż obok czarnego SUVa , który był nam dobrze znany. Wiedziałam, że Adam przyjeżdżał tu, gdy miał jakieś ważne problemy, musiał coś przemyśleć, ale nie pomyślałam, że będzie tutaj także po naszej dzisiejszej kłótni. Sergio, który siedział obok mnie i w ciszy tylko słuchał, wpatrywał się przed siebie, próbując przetrawić wszystko to, co przed chwilą opowiedziałam. Wysiadłam z samochodu, a on zrobił to samo. Podeszłam do starszej kobiety, która siedziała tu bardzo często i sprzedawała bukiety kwiatów z jej własnego ogródka. Zawsze zamieniałam z nią kilka słów, ale dziś byłam z Sergio.
- Ślicznie dziś pani wygląda, pani Carloto. – powiedziała kobieta. -  To co zwykle?
- Oczywiście. Cieszę się, że pani pamięta. – posłałam jej uśmiech, a ona podała mi niewielki bukiecik z margerytek. Podałam jej banknot o wartości większej niż wartość bukietu i odmówiłam reszty. Znałam sytuację tej kobiety i przynajmniej tak chciałam jej pomóc. Kilka lat temu straciła męża i została sama o swojej marnej emeryturze. Kochała kwiaty i posiadała duży i piękny ogród, w którym je hodowała i pielęgnowała. Jednocześnie przynosiły jej dodatkowy dochód.
 Odwróciłam się i spojrzałam na Sergio, którzy został przy samochodzie. Skinęłam na niego, a on ruszył w moją stronę. Był bardzo cichy, zapewne poprzez miejsce pod którym byliśmy.
Przeszliśmy przez zdobioną cmentarną bramę, w której minęliśmy się z naszym przyjacielem, który tylko skinął do nas głową. W duchu wiedziałam, że to znaczyło, że podobał mu się mój krok. Zapewne pomyślał „w końcu!”. Sama byłam dumna z siebie z tego kroku.
- Carlota… - w końcu usłyszałam głos Ramosa.
- Podczas porodu zaszły pewne komplikacje. – powiedziałam, krocząc po woli wąską alejką. – W trakcie naturalnego porodu okazało się, że moja córka była źle ułożona. Musieli mnie uśpić i zamienić to w operację, ale było za późno. – dokończyłam cicho. – Pamiętasz jak opowiadałam ci, że spędziłam rok w Stanach? Adam mnie tam zabrał. Bardzo przeżywałam to wszystko i tam chodziłam na terapię. Pomogło mi, ale… - zająknęłam się, zatrzymując się nad maleńkim grobem, na którego płycie leżała świeża pojedyncza róża, którą zostawił przed chwilą Adam.
- Greta Rivera Galvez. – przeczytał Lobo. – Carlota.. – spojrzał na mnie niepewnie. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- To przeze mnie stało się to olbrzymią tajemnicą. Bałam się tego.
- I to dlatego tak uciekałaś od tematu dzieci?
- Cały czas się bałam, że kiedyś spotka mnie to samo. Uwielbiam dzieci, ale po prostu nigdy nie wyobrażałam sobie, że przeżyłabym coś takiego po raz drugi. – powiedziałam, łamiącym się głosem i spojrzałam na niego, czekając jego reakcji. Spuścił wzrok, a ja zaczęłam się stresować. – Sergio?
- Po prostu nie myślałem… - westchnął. – Nie myślałem, że tyle przeszłaś. Jezu, Carlota, przepraszam cię. – zbliżył się i mocno mnie przytulił, chowając w swoich silnych ramionach. Znów czułam się jak taka drobna dziewczynka w rozsypce, znów do wszystkiego wracając. Chciało mi  się płakać. Byłam zarazem smutna i szczęśliwa, że powiedziałam o wszystkim swojemu chłopakowi  i że właśnie taka była jego reakcja. Potrzebowałam go. Teraz sama siebie nie rozumiem dlaczego nie powiedziałam mu o tym. Przecież go znałam. Wiedziałam, że jest najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem i tak będzie zawsze. Zaczęłam szlochać w jego koszulkę, a on tylko jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął. Cieszyłam się, że go miałam. – Przepraszam, że tak naciskałem i później mówiłem tamte rzeczy. Jest mi teraz głupio. – dodał, a ja zrobiłam krok w tył i otarłam łzy rękawem.
- Nie wiedziałeś. Sama miałabym takie głupie domysły, będąc na twoim miejscu. – powiedziałam. – Wiem, że powinnam była ci powiedzieć o tym. Wszystko byłoby łatwiejsze.
- Nie myśl już o tym, dobrze? Wszystko jest już w porządku. – znów mnie przytulił. - Bez względu na wszystko i tak będę z tobą, pamiętaj. Kocham cię i nie ważne czy będziemy mieć dzieci czy nie, chcę byś była ze mną. – objął moją twarz w swoje dłonie i ucałował mnie w środek czoła.

Pierwotnie to tu miało się zakończyć to opowiadanie, ale coś mnie tchnęło i myślę, że powstanie jeszcze kilka rozdziałów "rok później" :)