sobota, 30 kwietnia 2016

epilog

Tak jak wspominałam na początku, moim problemem była przeszłość, z którą musiałam się zmierzyć. I tak było. Powiedziałam mojemu mężczyźnie o dziecku i całym załamaniu, a on stał się mi jeszcze bliższy. Troszeczkę później mi się oświadczył, a ja go przyjęłam.
 Zmieniłam pracę. Tak, w końcu namówiono mnie by pracować dla Adama. Zrobiłam to tylko dlatego, że mój dawny szef odszedł, a ja nie lubiłam tego, który przyszedł na jego miejsce.
Kilka dni po moim wieczorze panieńskim, do biura przyszła niewysoka szatynka, przedstawiając się i tłumacząc, że nie była umówiona, ale Adam kazał jej przyjść. Zaintrygowała mnie od samego początku. Jeszcze bardziej, gdy mój przyjaciel stanął w progu, witając ją uśmiechnięty od ucha do ucha. Oczywiście później musiałam opowiedzieć wszystko Sergio, który nic sobie z tego nie zrobił, a ja wiedziałam, że coś było na rzeczy.
Emilia, bo tak miała na imię, pracowała dla fundacji, której Adam zgodził się pomóc. Fundacja ta między innymi organizowała spotkania ze sławnymi ludźmi dla chorych dzieciaków. Na jedno takie spotkanie, udało się nawet namówić Sergio, Isco, Cristiano i Marcelo. Do tego pojawiłam się tam ja i Adam, bo oczywiście towarzyszyła im Emilia. Rivas w szpitalu ciągle robił do niej maślane oczka, a wcześniej sam mi się przyznał, że dziewczyna mu się podoba. Bardzo mnie tym ucieszył. Wydawała się być normalna i sympatyczna.

Na jednej z sal na oddziale dziecięcym siedział mały blondynek, a zauważyłam go przez przypadek. Wracałam z łazienki, a on sam siedział na łóżku. Cała reszta była w głównej sali. Rozmawiali i robili sobie zdjęcia z piłkarzami. Zapytałam dlaczego nie jest z resztą, ale on po prostu wzruszył ramionami. Dowiedziałam się tylko od niego tyle, że ma na imię Logan, ma sześć lat, jego miś to Bruno, a on sam jest tu od kilku dni.
Od pielęgniarki później dowiedziałam się, że jego rodzice zginęli w wypadku kilka dni temu. Chłopiec nie ma dalszej rodziny, więc ma przejąć go opieka społeczna, gdy tylko będzie całkowicie zdrowy.
Zrobiło mi się żal chłopca. Nie spałam pół nocy, myśląc o nim. Tak jakbym coś poczuła przy nim. Sergio na początku podszedł do tego bardzo sceptycznie, ale jednak dał namówić się na to, by następnego dnia odwiedzić chłopca. Kupiliśmy książkę i udaliśmy się do niego z prezentem. Na początku był cichy, ale później złapał z Sergio dobry kontakt i połączyły ich dwa tematy – piłka nożna i samochody. Dowiedzieliśmy się, że rodzice często zabierali go na mecze i wyścigi. Jego matka była wielką fanką Królewskich, a ojciec był miłośnikiem motoryzacji.
Dobrze czułam się pomagając mu. Widziałam, że trochę bał się zabawy w grupie z dzieciakami, ale z czasem sam wstawał i do nich podchodził. Bywałam u niego codziennie. Czasami sama, czasem z Sergio… On sam czasem odwiedzał go zaraz po treningu. Raz przyniósł mu nawet koszulkę z podpisami każdego z zawodników Realu.
Na trzy dni przed naszym weselem nastąpił przełom. Logan miał być wypisany i przewieziony do domu dziecka. Gdy stałam tak przy ścianie i słuchałam pielęgniarki i tej kobiety, która miała go zabrać, czułam jak krajało mi się serce. Wiedziałam, że to było nieuniknione, ale… Chyba jednak nie docierało to do mnie. Sergio to widział i objął mnie ramieniem.
                - Czy zabranie chłopca ze sobą, zamiast do domu dziecka, byłoby możliwe? – zapytał, a ja szeroko otworzyłam oczy. Mój Sergio był genialny! Co prawda nie rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale tak, właśnie tego chciałam. Chciałam pomóc temu chłopcu i dać mu prawdziwy dom, taki jaki miał wcześniej.
     Uruchomiliśmy wszystkie możliwe kontakty. Adam się dołączył i Emilia również. Zamiast myśleć o przysięgach, sukienkach, kwiatkach i garniturach, wszyscy bliscy biegali i załatwiali, ale dzięki temu ten mały chłopiec był z nami już dwa dni później. Co prawda przed nami było jeszcze sporo załatwiania, ubiegania się o miano rodziny zastępczej czy adopcyjnej, ale pozwolono Loganowi być z nami podczas ceremonii.
Sergio zabrał go razem z Rene do ekskluzywnego sklepu z garniturami, by mógł wybrać jeden dla siebie. W tym czasie ja i Vania przygotowywałyśmy dla nich kolację.
Futrzak od samego początku przypadł do gustu chłopca. Opowiadał, że zawsze chciał mieć szczeniaka, ale jego tato miał uczulenie. Widziałam, że dobrze się z nami czuł. Na samo wspomnienie Pani Cortez, która zabrała go do domu dziecka, pochmurniał.

Noc spędziliśmy we troje z Loganem, który spał pomiędzy nami. Była to wyjątkowa noc, ale nie tylko dlatego, że on był z nami, że nazajutrz miałam się stać żoną Ramosa.. Miałam sen. Śniła mi się para. Przepiękna kobieta o długich blond włosach i mężczyzna, który ją obejmował. Tuż przed nimi stała dziewczynka. Miała długi, jasnobrązowy warkocz sięgający jej do samego pasa. Uśmiechała się szeroko do mnie. Poczułam się dziwnie, bo miała oczy Adama, a cała reszta przypominała dziesięcioletnią mnie. Kobieta wtedy poprosiła mnie bym zajęła się jej synem. Bym opiekowała się nim jak swoim rodzonym dzieckiem, bo ona tak samo potraktuje Gretę.
Obudziłam się w niesamowitym szoku i ze łzami w oczach. Był środek nocy, a ja przed sobą miałam małego blondynka oraz mężczyznę, którego kochałam nad życie. To miał być teraz cały mój świat. Ci dwaj panowie. Musieliśmy zrobić teraz wszystko by Logan mógł zostać z nami.
Następny dzień był przepiękny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, nikt nie spóźnił się do kościoła i nie pomyliliśmy kroków pierwszego tańca. Stałam się panią Ramos, żoną Sergio, najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Moi rodzice i teściowie od razu polubili Logana. Co prawda nadal był cichy i nieufny, ale wiedziałam, że się to zmieni. Cały czas martwiłam się o to, by on świetnie się bawił tego wieczoru.
Opowiedziałam też Adamowi o swoim śnie. O tym, że była tam nasza córka i była do nas podobna. O tym, że nie mogę zrezygnować z Logana i zrobię wszystko, by nam go nie zabrali.

I wiecie co? Udało się. Oficjalnie Logan stał się naszym podopiecznym, naszym synem. Wszyscy przez to byliśmy szczęśliwi. Chłopiec wiele wniósł do naszego życia. Wiedziałam, że mam do kogo wracać, gdy Sergio był na wyjazdach i dla kogo mam się starać być lepszym człowiekiem. Ten mały chłopiec ożywił we mnie dawną odwagę. Widok jego i Sergio, gdy razem w ogrodzie kopali piłkę czy kąpali Futrzaka albo odrabiali lekcje…
Co jest teraz? Teraz Logan ma dziesięć lat, nazywa nas swoimi rodzicami i doczekał się rodzeństwa. Ja i Sergio, dwa lata po ślubie staliśmy się jeszcze rodzicami cudownych bliźniaków – Almy i Mateo. Przełamałam się dzięki Loganowi, przełamałam się przez drugą ciążę mojej siostry, a Sergio w końcu dopiął swego. Adam zdobył serce Emilii, z którą bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
Nic z tego by nie wypaliło, gdybym wtedy nie powiedziała Sergio o mojej córce, gdybym nie poradziła sobie ze swoimi lękami. Nie wiem gdzie bym wtedy była i co robiła. Może nie byłoby mnie w Madrycie, w ogóle w Hiszpani…

Wiem tylko jedno – trzeba brać swoje życie w ręce i działać.

***
Wielkie brawa dla tych, którzy wytrwali do końca opowiadania!
Tak jak wspominałam wcześniej, trochę głupio, że niby zaczęłam kolejne rozdziały, a tu jednak epilog - ale no tak wyszło... 
Pozostaję jeszcze na [cielito--lindo], a niedługo pewnie rozpocznę [piensas-en-mi], na które już możecie wchodzić i obserwować :) 

Kolejna rzecz, dla tych co wytrwali w czytaniu moich wywodów:
Są tacy ludzie, którzy gdy zaczną pisać, będzie im to już zawsze siedzieć w głowie... I nie mówię o sobie, choć to też się zgadza. Kto pamięta Laurel Torres? Chyba jest szansa, że powróci. Ale ciiiiii... Nie wiecie o tym ode mnie! 

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział VIII

*1 rok później*
Sergio pomógł mi nałożyć mój płaszcz i sam ubrał swój. Pożegnaliśmy się z kierownikiem sali restauracji, która miała zająć się cateringiem na naszym weselu.  Dziś wybieraliśmy tylko przystawki i dania główne, a następnym razem wybierzemy smak naszego tortu.
Wyszliśmy z lokalu i objęci ruszyliśmy spacerem przed siebie. Mój piłkarz oświadczył mi się pół roku temu. Najpierw na meczu zdobył dwie bramki, które zadedykował mnie, a później zamiast do domu, zabrał mnie do hotelu, co bardzo mnie zdziwiło. Gdy otworzył drzwi do pokoju, zobaczyłam przed sobą chodniczek z płatków róż. Światło było zgaszone, ale i tak widziałam wszystko, dzięki maleńkim świeczkom, które były wszędzie rozstawione. Sergio pociągnął mnie wtedy delikatnie i podeszliśmy do stolika, na którym stały dwa kieliszki i schłodzony szampan. Rozlał go do kieliszków i podał mi jeden, po czym upiłam niewielki łyk. Zapytałam go z jakiej to okazji, ale on tylko się uśmiechnął i uklęknął przede mną, wyjmując z kieszeni maleńkie pudełeczko. Otworzył je, a ja zobaczyłam pierścionek z niewielkim serduszkiem zrobionych z maleńkich oczek jakiegoś kamienia szlachetnego. Spojrzałam wtedy na niego i zobaczyłam tą miłość, którą mnie darzy oraz pewność swojego czynu. Zapytał mnie czy zostanę jego żoną, a ja zgodziłam się bez najmniejszego zawahania. Podniósł się i pocałował mnie, po czym mocno przytulił. Miałam ochotę wtedy jednocześnie skakać i płakać ze szczęścia. Spędziliśmy tam całą noc i szczerze mogę przyznać, że należała ona do jednej z tych najlepszych w moim życiu. 
Gdy tylko nasze matki się dowiedziały o ślubie, od razu zaczęły planować, a obie miały w tym już niemałe doświadczenie.  Pani Paqui pracowała już przy dwóch weselach swoich dzieci, a moja mama robiła to na co dzień. Pracowała w agencji, która zajmowała się planowaniem przyjęć.
                - O czym myślisz? – Usłyszałam głos Sergio. Przez chwilę byłam jakby trochę nieobecna.
                - O tym, że już za trzy tygodnie staniesz się moim mężem. – Spojrzałam na niego z uśmiechem, a on ścisnął delikatnie moją dłoń. Szliśmy, trzymając się za ręce, a on zawsze gdy słyszał o naszym ślubie, czy gdy nazywam go swoim przyszłym mężem, wykonywał jakiś gest w akcie dumy i zadowolenia.
                - Bardzo podobają mi się twoje myśli.  – zaśmiał się cicho. – Już niedługo! – dodał. Skręciliśmy w drugą uliczkę i niestety musieliśmy się rozstać, bo Sergio był umówiony z chłopakami. Mieli wspólnie wybrać samochód którym mieliśmy jechać do ślubu. To przypadło dla Sergio, a jego koledzy byli chętni do pomocy. Wiem, że umówili się w jakimś pubie. Miał być tam jego brat Rene, kilkoro chłopaków z klubu, Adam oraz mój szwagier Javi. Wiedziałam, że chłopaki przygotowali coś specjalnego dla Sergio. Miał to być jego niespodziankowy wieczór kawalerski. Wcześniej, bo wcześniej, ale później wszyscy wybierali się na wakacje, a dopiero później zjeżdżali na nasz ślub.  Pożegnaliśmy się przed wejściem, po czym złapałam dla siebie taksówkę.
   Planowaliśmy ślub i zbliżał się on wielkimi krokami, ale wiedzieli o nim tylko nasi najbliżsi. Sami byliśmy zaskoczeni, że udało nam się zachować to w tajemnicy przed dziennikarzami, że jeszcze jakimś cudem się o tym nie dowiedzieli. O to nam chodziło i byliśmy niezmiernie szczęśliwi, że tak wyszło. Postanowiliśmy wyjawić to dzień przed lub w dzień ślubu.

    Gdy weszłam do domu, trochę się zaniepokoiłam. Usłyszałam jakieś odgłosy dobiegające z salonu oraz muzykę. Zostawiłam swoją torbę w przedpokoju i ruszyłam w tamtym kierunku.
                - Jesteś wreszcie! – zawołała Vania, stojąca na środku pomieszczenia z drinkiem w dłoni. Prócz niej w moim salonie gościły się jeszcze moja siostra Sol, Monica od Isco, Clarisse od Marcelo, Carlota od Alvaro, nowa dziewczyna Cristiano, którą dopiero miałam osobiście poznać oraz Marina i Elena ode mnie z pracy. W pierwszej chwili nie wiedziałam co jest grane, ale później zaczęłam kojarzyć. Gdy Adam z Cristiano wpadli do mnie z pomysłem urządzenia niespodziankowego wieczoru kawalerskiego dla Sergio, naciskali bym wtedy wróciła sobie do domu, odpoczęła, poczytała, wzięła gorącą kąpiel… Właśnie odczytałam ich intencje. Oni to wszystko od początku mieli ukartowane!
                - Nie cierpię was! – Pokręciłam głową i usiadłam obok siostry, która od razu wręczyła mi szklaneczkę z kolorowym płynem.
                - Moja kochana siostra wychodzi niedługo za mąż. Myślisz, że odpuściłybyśmy taką okazję do świętowania? – Prychnęła zabawnie.
                - I to nie za byle kogo. Panowie z tej rodziny to bardzo dobrzy kandydaci na mężów. Wiem z doświadczenia – zaśmiała się Vania, a my zawtórowaliśmy jej tym samym.
                - Żarty żartami, ale ty, moja droga, uciekaj na górę się przebrać – powiedziała Carlota.
                - Właśnie – dodała Sol i spojrzała na zegarek na swojej ręce. – Masz na to czterdzieści minut, więc już uciekaj na górę.
                - Później cię zabieramy! – Zaśmiała się Elena. – Musisz jeszcze trochę posmakować życia przed swoim ślubem – dodała recepcjonistka.
                - Bardzo dobrze powiedziane. – Uśmiechnęła się drobna szatynka, która siedziała obok Clari. – Właściwie to jestem Alice. – Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam. Niedługo później, wygnana przez kobiecą bandę, brałam prysznic. Później musiałam się wysuszyć i znaleźć jakąś sukienkę. Nawet nie wiem gdzie mnie wyciągnął, ale sądząc po ich strojach, będziemy się bawić. Postawiłam na krótką, luźną, jasną sukienkę i do tego srebrne szpilki. Włosy wyprostowałam i nałożyłam lekki makijaż. Przejrzałam się w lustrze. Dobrze wyglądałam. Spojrzałam jeszcze na zegarek. Wyrobiłam się w czasie, a i zostało mi jeszcze pięć minut.
                - Jakie szczęście, że Sergio cię takiej nie widzi! – Wyszczerzyła się Vania, dopijając swojego drinka. – Nie wypuściłby cię – dodała.
                - Będzie miała dziś duże powodzenie. – Zagwizdała Carlota.
                - I wszystkich pogoni – powiedziała Sol.
                - Wyjdzie za mąż, zmieni zdanie – skomentowała Clarisse. One się śmiały, a ja jedynie kręciłam głową. Dogadywały mi do momentu, gdy Mo zawołała, że ktoś przyjechał… Wszystkie zaczęły się zbierać, a ja zdążyłam tylko dolać odrobinę wody do miski Futrzaka, bo po chwili byłam już ciągnięta za nimi. Vania zamknęła za nami dom, a reszta wepchnęła mnie do długiej, czarnej limuzyny z młodym, przystojnym szoferem.

      Dochodziła piąta, a ja od dziesięciu minut leżałam na swojej połówce łóżka, przytulona do poduszki Sergio, w samej bieliźnie. Sukienka leżała gdzieś na podłodze. Nie miałam siły na nic więcej. Szpilki zdjęłam na dole, a sukienkę zsunęłam gdzieś tutaj. Nie mogłam zasnąć, choć bardzo chciałam. Czułam się zmęczona jak nigdy. Nie pamiętam kiedy ostatnio odbyłam takie tourne po klubach, tyle wypiłam i tyle balowałam na parkiecie. Dziewczyny naprawdę się postarały, przygotowując wszystko.
  Po kilku minutach usłyszałam otwierające się na dole główne drzwi, po chwili zamykanie ich i kroki po schodach. Bardzo ciężkie kroki. I długie. I na końcu prawie upadek, ale podratowany uchwyceniem się ściany. Leżałam tyłem do drzwi, więc tylko słyszałam jak mój mężczyzna wszedł, stoczył bój ze swoimi ubraniami i wsunął się pod kołdrę, mocno przytulając się do mnie i kładąc głowę na moją poduszkę.
                - Nigdy więcej… - sapnął pod nosem, a ja nie mogłam się powstrzymać i po prostu się głośno zaśmiałam. – Nie śpisz? – zapytał zdziwiony.
                - Nie. – Odwróciłam się i odłożyłam jego poduszkę za niego. Mocno się w niego wtuliłam, wsuwając głowę w jego szyję. – Też dopiero wróciłam.
                - Coś słyszałem, że dziewczyny miały cię porwać. – Uśmiechnął się. – Jak było?
                - Najpierw ty! – mruknęłam. – Zabrali cię do klubu ze striptizem?
                - Yyyyy… - przeciągnął. – Nie – dodał najmniej podejrzanie jak tylko w tym momencie mogło mu się udać.
                - I tak ci nie wierzę. – Pokręciłam głową. – Po nas przyjechała olbrzymia limuzyna, która woziła nas całą noc do klubów. W jednym dostałam tort w pewnym kształcie… W drugim seksowną bieliznę – przerwałam. – Cholera! Została w aucie! – Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na Sergio, który wyglądał na równie zmordowanego jak ja. – Ale jechały nią jeszcze Sol, Vania i Monica, więc pewnie ją zabiorą. – Już nieco spokojniejsza przyłożyłam głowę do jego torsu. – A później dostałam trzech chippendalesów.
                - Ej!
                - Co „ej”? Podzieliłam się z dziewczynami. – Zaśmiałam się. Nawet jeżeli faktycznie byli w tym klubie ze striptizem to wiem, że mogę ufać Ramosowi. W szczególności gdy był tam w towarzystwie chłopaków, którzy raczej stanęliby po mojej stronie w razie czego. Sergio wiedział też, że mógł i ufać mnie, ale nie zaszkodzi się trochę posprzeczać.
                - Strażacy czy policjanci?
                - Kelnerzy bez koszul – mruknęłam, mocniej się do niego przytulając. – Ale i tak wolę sportowców – westchnęłam ciężko, a ten wydał z siebie pomruk zadowolenia.
                - Zarezerwowaliśmy samochód do ślubu. – Zmienił temat. – Ford Mustang Shelby z 1967 roku – powiedział, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
                - Kocham cię Sergio, wiesz? – wymruczałam.
                - Wiem – odparł pewnie. – Chodźmy już spać, maleńka. – Podciągnął kołdrę, by mnie nią przykryć i delikatnie pogładził mnie po plecach, co zawsze robił przed spaniem. To pomagało mi zasnąć. Sam fakt, że jest obok mnie, wystarczał mi całkowicie.
Wiem, że miały być dalsze rozdziały, no ale... Ale no jednak nie wyszło. Za to, niedługo pojawi się epilog, a w nim to co działo się później z wszystkimi bohaterami opowiadania. 
Niedługo może pojawi się coś nowego... 
A co do tego (dla tych co jeszcze nie widzieli) - ankieta na temat bohatera następnego opowiadania :)
KLIK