środa, 16 września 2015

Rozdział I

   Podniosłam jedną powiekę, drugą i zamrugałam nimi jednocześnie.  Powitał mnie lekki wiaterek, ocierający się o moją skórę, wpadający do pomieszczenia poprzez otwarte drzwi balkonowe, przez które powiewały białe firany. Przede mną leżała tylko poduszka z widocznym wgnieceniem, mówiąca, że niedawno jeszcze ktoś tutaj spał. Wyciągnęłam dłoń i położyłam ją na tym miejscu, delikatnie je gładząc i uśmiechając się. 
Po chwili zobaczyłam jego. Mężczyznę wchodzącego do pomieszczenia w samych bokserkach, ukazując przy tym każdy mięsień swojego zadbanego i wyrzeźbionego ciała, pokrytego znaczącymi tatuażami. Całego mojego mężczyznę. Zamknął za sobą drzwi i poprawił firany, próbując przy tym nie hałasować. Z powrotem zamknęłam oczy, ciesząc się swoim leniwym porankiem, kiedy to on zaczynał się przygotowywać do wyjścia. 
Poruszał się prawie bezszelestnie po pomieszczeniu, szukając ubrań i pakując swoją treningową torbę, a ja wciąż udawałam, że śpię. W końcu wszedł do łazienki i usłyszałam strumień wody z kabiny prysznicowej. Jego codzienny rytuał. Gdy  szum wody ustał,  zwlokłam się z ciepłego i wygodnego łóżka. Na paluszkach podeszłam do drzwi łazienki i pociągnęłam za uchylone drzwi. Kochałam widok mojego piłkarza, stojącego przed lustrem w samym ręczniku i twarzy w piance do golenia. Pod nosem nucił sobie tę samą melodię co zwykle. Uśmiechnął się, widząc mnie w lustrze. Od razu podeszłam, przytulając się do jego szerokich i umięśnionych pleców.
      - Dzień dobry. Myślałem, że mój śpioch jeszcze trochę pośpi. – zaśmiał się cicho i przejechał maszynką po lewym policzku, zgarniając część pianki. 
      - I przegapi najlepszą część każdego poranka? Nigdy. – Szeroko się uśmiechnęłam i pozostawiłam całusa na jego ramieniu. Mogłam tkwić tak cały dzień przy nim. Był moim cudownym mężczyzną, który spadł mi jak z nieba. Był wyobrażeniem i marzeniem każdej dziewczyny, ale był mój. Dobrze się tutaj czułam. Wiedziałam, że jestem kochana i szanowana. Nie powiem, że nasz związek był idealny i bez szwanku. Sprzeczaliśmy się i kłóciliśmy jak każda para. Przecież związek bez kłótni, to nie związek. Usłyszałam to od swojej mamy, a mama Sergio niedługo później powtórzyła to samo. Jednak coś w tym było. Nie lubiłam gdy się kłóciliśmy, ale za to kochałam nasze godzenia się. Mogliśmy się do siebie nie odzywać, ale w końcu któreś z nas pękało i dochodziliśmy do porozumienia. Czasami mam wrażenie, że dopiero co się poznaliśmy przy kręceniu jednej z reklamówek, którą zajmowała się firma, w której pracuję i dopiero co wylałam na jego przyjaciela cały kubek kawy, a on się za mną wstawił. Od tego momentu minęły już trzy lata, a ja nawet nie wiem kiedy to się stało. Podoba mi się tak samo jak w dniu naszego spotkania, kocham go tak samo jak na początku znajomości. 
      - Szkoda, że nie będzie cię dziś na meczu. – Zrobił smutną minkę i odwrócił się do mnie, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie. 
      - Obiecałam Javiemu, że posiedzę wieczorem z siostrą, gdy on jest w delegacji, ale obiecuję, że obejrzę każdą sekundę meczu w telewizorze. – Uśmiechnęłam się zalotnie. – Wynagrodzę ci to kiedy indziej. – Wspięłam się na czubkach palców i skradłam mu pojedynczego całusa.  
      - Mam taką nadzieję. – Poruszył zabawnie brwiami. – Co masz zamiar dziś robić? Nawet nie wiesz jak bardzo mi szkoda, że dostałaś wolne akurat w dzień meczu. – Skrzywił się. – Pewnie wykorzystalibyśmy to w inny sposób. – zamruczał i lekko się pochylił. 
      - Jeżeli miałbyś jakiś konkretny pomysł, moglibyśmy to obgadać. – Przygryzłam dolną wargę, wiedząc, że działa to na niego niczym czerwona płachta na byka. Poczułam jego dłoń na swoim pośladku i ciepły oddech tuż przy uchu. – Panie Ramos, nie śpieszy się pan czasem na trening? – zachichotałam. 
      - Myślę, że nic mi nie będzie gdy pobiegam sobie odrobinę więcej niż inni. – odparł z tym swoim błyskiem w oku, po czym poczułam jak wcześniej przepasany przez jego biodra ręcznik, niby to przypadkiem zsuwa się na podłogę, a on łapczywie wpija się w moje usta. 

   Miło rozpoczęty poranek musiałam zakończyć wygonieniem Sergio na trening. Ja sama wtedy zabrałam się za przygotowywanie śniadania dla siebie. On sam zawsze zjada coś w locie albo kupuje jakąś bułkę i zjada ja po drodze.  Gdy się tu wprowadzałam, obiecałam, że nauczę go w końcu jadać normalne śniadania. Mieszkam tu już drugi rok, ale moja misja na razie się nie powiodła. Zjadłam płatki zbożowe z mlekiem oraz owocami, napełniłam miskę naszego psa, który zaraz powinien poczuć głód i wejść przez uchylone tarasowe drzwi, a ja wróciłam na piętro by się ubrać. 
Do południa błądziłam bez celu po domu i ogrodzie, oglądając telewizję, czytając magazyny i przeglądając sieć. Znalazłam trochę nowych zdjęć z dzisiejszego treningu, na których wypatrywałam Sergio. Na większości zdjęć był radosny i żartował z kolegami, ale na innych był skupiony na treningu, bo wiedział, że jest to ważne. 
   Popołudniu pojechałam do swojej ciężarnej siostry. Jest ode mnie młodsza o trzy lata, od roku ma męża i w tym momencie jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Razem z Javierem mieszkają wraz z jego rodzicami, którzy od paru dni są na urlopie, a on sam został pilnie wezwany na delegacje. Javi bał się o swoją żonę i panikował, że w każdej chwili może zacząć rodzić. Poprosił mnie bym z nią posiedziała tego wieczora i najlepiej została do rana. Zawsze miałam z nią dobry kontakt, więc zgodziłam się bez zawahania. Jedynym „ale” był tylko mecz, który musiałam opuścić. 
      - Mamy owoce, chipsy, ciastka, czekoladę, bitą śmietanę i lody w zamrażalce. Jesteśmy przygotowane na całą noc! – powiedziałam i usiadłam obok niej na kanapie, wrzucając sobie do buzi ziarenko winogrona. 
      - Będzie gorzej, gdy zachce mi się zapiekanki o północy. – zaśmiała się i porwała całą paczkę orzechowych ciastek. – Dopóki nie skończy się jedzenie, możesz w spokoju oglądać sobie ten mecz. – dodała łagodnie, podając mi pilot.
      - Teraz widzę jakie ciężkie życie ma z tobą twój mąż. – westchnęłam ciężko na żarty, a ta tylko zmierzyła mnie wzrokiem i po raz enty w swoim życiu jęknęła, że ona po prostu nie lubi piłki nożnej. Miała pecha, bo jej siostra trwała w szczęśliwym związku właśnie z piłkarzem! Włączyłam telewizor i przełączyłam na odpowiedni kanał. Trwało studio przedmeczowe, ale w tle za dziennikarzami puszczali urywki z rozgrzewki . Moja siostra z piłkarzy rozpoznawała tylko tych nadzwyczaj przystojnych. Ja się z tego zawsze śmiałam, a Javier tylko wywracał oczami. Dziś reagowała na pojawienie się na ekranie takiego Ronaldo, Alvaro, Jese czy Jamesa. 
       - Oglądam to z tobą tylko dlatego by pooglądać sobie tyłki tych facetów.. Czuję się jakbym ich wykorzystywała! – jęknęła Sol, nakładając na ciastko bitą śmietanę. 
      - Mam nadzieję, że twoje dziecko nie odziedziczy po tobie wszystkiego. – zaśmiałam się pod nosem. Sprzeczałyśmy się od małego, ale nic złego nigdy z tego nie wychodziło. Na szczęście. Znów spojrzałam na ekran i zobaczyłam jak jeden z piłkarzy przeciwnej drużyny dość mocno fauluje mojego Sergio, a sędzia jakby zaczarowany, nie zareagował. Połowa piłkarzy Realu wpadła w szał, a szczególnie ten najbardziej poszkodowany. Wściekł się i zaczął startować do sędziego, ale w ostatnim momencie pomiędzy nich wpadł Marcelo, próbując to jakoś załagodzić. Cała sytuacja wynikała z tego, że grali już ponad siedemdziesiąt minut, a po dwóch golach, po jednym na każdą  z drużyn, z pierwszej połowy, nikt więcej nie mógł się przemóc. 
   Mijały kolejne minuty gry. Każdy się starał, ale nikomu nie chciało wyjść. Obaj trenerzy wykonali już wszystkie możliwe zmiany i czekali tylko na ostatni gwizdek, błagając o gol. 
I padł! Równo w dziewięćdziesiątej minucie padł gol dla Królewskich, który zaważył o ich zwycięstwie. Zaczęłam piszczeć i cieszyć się jak głupia, ale nie z powodu samego celnego strzału na bramkę, a bardziej z tego, kto go wykonał! Mój Sergio! Mój facet, którego teraz ściskają tam wszyscy koledzy! 
Sol miała ze mnie ubaw, ale po chwili ucichła, łapiąc się za brzuch. Automatycznie skamieniałam i wyłączyłam głos w telewizji. 
       - Sol, co się dzieje? Wszystko w porządku? – zapytałam wystraszona. 
      - Tak. – uśmiechnęła się. – Po prostu moje dziecko również przeżywa bramkę swojego wujka. Kopie jak oszalałe. – dodała. – Ale teraz muszę wstać i pójść po wodę do kuchni. 
      - Poczekaj, ja to zrobię. Przyniosę ci. 
      - Przestań, nie rób ze mnie kaleki jak to czasem robi mój mąż i nie pozwala mi iść po szklankę. – Pokręciła głową i po woli podniosła się z kanapy. Ja włączyłam z powrotem głos, bo Sergio właśnie udzielał pomeczowego wywiadu. Uśmiechałam się szeroko na jego widok i na słyszane słowa. Był świetnym piłkarzem i człowiekiem, moim ideałem. 
I nagle krzyk! Prawie podskoczyłam i rzuciłam na bok pilot, zrywając się z miejsca i biegnąc do kuchni. Sol pochylała się nad blatem, trzymając się za swój brzuch. 
      - Jeżeli gol twojego faceta wywołał mój poród, to nie żyjecie oboje! – pisnęła, a ja nie wiedziałam czy w tym momencie mam panikować czy się śmiać… 

***
Komentarze mile widziane :) 
Buziaki! ;*
Również nowy rozdział na Xabim - klik