Kończyłam układać dokumenty do odpowiednich teczek, gdy w progu pojawił się wysoki i bardzo przystojny mężczyzna. Miał na sobie dopasowany i obrzydliwie drogi garnitur oraz białą koszulę, a w dłoni trzymał czarną teczkę. Jego włosy zawsze idealnie ułożone, dziś w lekkim nieładzie, ale to tylko dlatego, że wpadł tu prosto z lotniska.
- I oto ona, moja ulubiona sekretarka! – zaśmiał się cicho i wszedł bardzo wolnym krokiem. Podniosłam wzrok znad dokumentów i spojrzałam na niego błagalnie.
- Ach, te twoje marzenia. – Pokręciłam głową i wstałam. Wyszłam zza biurka, by przywitać się ze starym przyjacielem. Znaliśmy się już wiele lat i sporo razem przeszliśmy. Byliśmy świadkami naszych licznych metamorfoz, zarówno wizualnych jak i psychicznych. Kiedyś był niegrzecznym chłopcem, ale musiał się zmienić, by przejąć firmę po ojcu. To był jego pierwszy krok. Później sam zaczął się rozwijać i z jednego biznesu zrobiły się trzy, dołączając do tego wiele innych branż w które inwestuje. Ja natomiast, zatrudniając się w tej firmie, startowałam od zwykłego roznosiciela poczty, a skończyłam na sekretarce prezesa. Wolę myśleć, że sama do tego doszłam, ale Adam zawsze do wszystkiego musiał wtrącić swoje trzy grosze. Poza tym, mój przyjaciel i szef znali się od dawna i prowadzili wspólne interesy, dzięki czemu mężczyzna często odwiedza mnie w pracy i zawsze żartuje, że któregoś dnia w końcu mnie zwerbuje do siebie. Niby żarty, ale wiem, że chciałby mieć mnie w swojej ekipie.
- Jakieś trzeba mieć, prawda? – dodał i przytulił mnie na powitanie. – Co słychać? Oglądałem wczorajszy mecz i bramka Ramosa była naprawdę świetna. Możesz mu później ode mnie pogratulować.
- Na pewno to zrobię. – Uśmiechnęłam się. – Teraz chodzi pogłoska, że moja siostra przez tego gola zaczęła rodzić.
- Nie żartuj! Sol urodziła?
- Tak, w nocy. Zaczęło się zaraz po skończonym meczu, gdy u niej byłam. Zabawne, nie? – Wróciłam za swoje biurko i wyjęłam z szuflady dokumenty, które mój szef przygotował dla Adama. – Oficjalnie zostałam ciocią ślicznego bobasa, Felipe Juan Santana Galvez.
- Zadzwonię później do niej z gratulacjami. – dodał i zabrał teczkę. – Do zobaczenia, Carlota. – Pomachał i z uśmiechem podążył do windy, która znajdowała się na końcu korytarza, centralnie naprzeciw mnie. To nic, że za chwilę w recepcji i wśród innych pracownic zaczną się teksty, że znów był u mnie mój kochanek i mam dwóch przystojnych mężczyzn. Jak zwykle.
Bez dwóch zdań – faceci to zazdrośnicy. To oczywiste, że Sergio był na początku zazdrosny o Adama. Który facet, któremu zależy na dziewczynie, nie byłby zazdrosny o drugiego, z którym jest blisko? Ramos był zazdrosny i wcale się z tym nie krył. To ja go czasem hamowałam. Adama to trochę bawiło, ale i później sam stwierdził, że to uciążliwe. Jednak pewnego dnia wrócili z popodbijanymi oczami, każdy po jednym. Byli także po piwie… Od tego momentu dogadują się ze sobą świetnie. Są dobrymi kumplami. Do dziś nie wiem co tak naprawdę się wtedy stało i chyba wolę nie wnikać w to. Pytałam wiele razy, ale tylko mnie zbywali. Zrozumiałam, że to jakaś męska tajemnica.
Gdy wróciłam do domu, na podjeździe zastałam dwa dodatkowe samochody, należące do kumpli Sergio. Zaparkowałam i wysiadłam, zabierając swoją torebkę i torbę pełną zakupów. Weszłam do domu, a w progu powitał mnie Futrzak, nasz piesek. Zostawiłam produkty w kuchni, a sama udałam się na taras, skąd dobiegały męskie głosy. Zatrzymałam się w progu i zapukałam w drewnianą futrynę, a wszystkie trzy pary oczu zostały zwrócone w moją stronę.
- Witam panów. – Uśmiechnęłam się. – Można, czy za dużo tu testosteronu?
- Zapraszamy, kobieta też nam się tutaj przyda. – Zaśmiał się Cristiano i przesiadł się na ławkę naprzeciw do Isco, by mi zrobić miejsce obok mojego chłopaka. I wtedy zauważyłam, że kawałek dalej na rozłożonym kocu bawili się Cristiano Junior i Isco Junior.
- No, no.. Widzę, że tu naprawdę macie dziś męską imprezę! – zażartowałam i pomachałam do nich. Mały Cris się uśmiechnął, ale wrócił od razu do zabawy z młodszym kolegą. – Są uroczy! – powiedziałam rozczulona i usiadłam, a mój mężczyzna od razu objął mnie ramieniem.
- W końcu musieli coś po nas odziedziczyć. – dorzucił Francisco i upił łyk swojej wody.
- Muszę chyba zapamiętać ten widok do końca życia… - westchnęłam, a oni dziwnie na mnie spojrzeli. – Trzech dorosłych facetów siedzi przy wodzie z cytrynką i pilnuje dzieci.
- No wiesz, zawsze można odwieść chłopaków i wrócić tu na coś lepszego. – zaśmiał się Alarcon, a ja tylko pokręciłam głową. Wolałam ich zostawić i wrócić do środka, rozpakować zakupy i wyjść na piętro trochę odsapnąć. Spódniczkę i białą bluzkę zamieniłam na luźne spodnie dresowe i top, a włosy związałam w kitkę. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Duzi chłopcy stali przy tych młodszych i jeszcze rozmawiali. Zapewne już mieli się zbierać, ale jeszcze im to zejdzie. A to na nas, kobiety, narzekają, że nie możemy się ze sobą nagadać przed wyjściem… Isco trzymał na rękach swojego synka, a mały Cris stał tuż przy swoim ojcu. Naprawdę świetnie to wyglądało. Dla jednych ciężko pracujący piłkarze, którzy zapewniają rozrywkę i emocje kibicom, a tak naprawdę normalni i wrażliwi ludzie, mający swoje rodziny.
Chciałam spróbować wyobrazić sobie Ramosa z małym chłopcem lub dziewczynką na rękach, ale… Po prostu coś mnie blokowało i nic nie mogłam z tym teraz zrobić. Zrobiło mi się smutno, a gdy tak jest, muszę zająć się po prostu czymś innym. Pomimo tego, że byłam zmęczona po dzisiejszym dniu w pracy, naciągnęłam na głowę czapkę z daszkiem, a na nogi sportowe buty. Rzuciłam szybko do Sergio, że idę biegać i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam z domu.
Przychodziły dni, że wychodząc z pracy marzyłam tylko o swoim hamaku, łóżku albo ciepłej i przyjemniej kąpieli, ale i bywały dni, kiedy miałam ochotę gdzieś jeszcze wyjść i porobić coś fajnego. Jednomyślnie z Javim stwierdziliśmy, że Sol powinna znaleźć odrobinę czasu dla siebie i to on tego popołudnia zostanie z małym, a ja mam ją gdzieś zabrać. Sergio i tak nie było, bo wyjechał z drużyną już dzień przed meczem, a ja i tak nie lubiłam siedzieć sama w dużym domu. Wybrałyśmy się do SPA, którego właścicielem i tak był Adam. Jedna z wielu jego inwestycji, ale dzięki temu byłyśmy tam traktowane jak pierwsze damy. Maseczki, masaże i przepyszna mrożona kawa… Obu nam było tego trzeba. Dostaliśmy dwóch najprzystojniejszych i najbardziej utalentowanych w swoim fachu masażystów, więc praktycznie mogłyśmy powiedzieć, że byłyśmy w siódmym niebie. Miejsce jeszcze wyżej jest tylko zarezerwowane dla mojego pana obrońcy, dla nikogo innego.
W międzyczasie Sol dostała wiadomość multimedialną od swojego męża ze zdjęciem ich uśmiechającego się synka, potwierdzające to, że obaj radzą sobie świetnie i mama musi wypoczywać.
- Jest prześliczny! Ma twoje oczy i nos, a tak to cały Javier! – zaśmiałam się, oddając jej z powrotem telefon. – Jesteście świetnymi rodzicami i będziecie jeszcze lepsi gdy dorośnie.
- Mamy taką nadzieję. Chcemy go wychować najlepiej jak tylko można. To chyba marzenie każdego, prawda?
- Masz całkowitą rację. – uśmiechnęłam się lekko.
- Carlota, myślę, że to czas i na was. – powiedziała nagle moja siostra. – Na ciebie i Sergio. Powinniście spróbować. Jesteście świetną parą, kochacie się i nie ma na świecie tak wspaniałych ludzi jak wy dwoje. Może to już czas… - dodała niepewnie, spoglądając na mnie.
- Sol, ale ja… - zająknęłam się, jakby gubiąc wszystkie słowa.
- Ja wiem, ale teraz to coś innego. I nie powinnaś się bać. – uśmiechnęła się i ścisnęła moją dłoń. – W dodatku myślę, że też bylibyście cudownymi rodzicami. – dodała, ale ja już nic nie odpowiedziałam. Chciałam skończyć ten temat, bo nie był dla mnie. Poczułam pewien ucisk w gardle. Nie wiedziałam czy chce mi się płakać czy było mi po prostu wewnętrznie źle. Nawet nigdy nie rozmawialiśmy o tym. Zawsze dla żartów, ale nigdy nie planowaliśmy nic na poważnie. Było po prostu dobrze. Już dawno powiedzieliśmy sobie, że będziemy się mierzyć z tym co przyniesie nam los. Razem. Kochałam go. Był moim facetem i często rozmawialiśmy, ale nie na ten temat. Uwielbiałam dzieci i one uwielbiały mnie, ale jeżeli ktoś poruszał temat mojego rodzicielstwa… Po prostu wymiękałam.
Właśnie skończyłam pisać 7 rozdział, skończony w momencie, w którym miałam już zakończony plan na to opowiadanie, ale.. No właśnie. Bardzo polubiłam bohaterów tego opowiadania i zaczynam się zastanawiać nad ich dalszymi losami. Być może opowiadanie będzie dłuższe! :) Mam nadzieję, że Wy również ich tak polubicie!
Leciałam przez ten rozdział totalnie, bo tak sympatyczny i w ogóle dobrze napisany, a na końcu jakbym walnęła w mur. Z tym rodzicielstwem to mnie zatrzymałaś i teraz się zastanawiam, bo domysłów dziesiątki. Ty to naprawdę potrafisz człowieka... chyba brakło mi słów.
OdpowiedzUsuńJuż proszę o następny rozdział :3
Po pierwsze niech opowiadanie będzie dłuższe jeśli się da! ;D
OdpowiedzUsuńA teraz przechodząc do rozdziału - bardzo fajny i zarazem tajemniczy. Kurczę ta końcówka zbiła mnie z tropu i już nic nie wiem. No nic, czekam aż wszystko się wyjaśni i dowiem się dlaczego Carlota jednak obawia się macierzyństwa. ;)
To takie dziwne pisać komentarz, jak wiem o co chodzi, ej haha :D
OdpowiedzUsuńWięc napisze tylko, że chce więcej Franków! Obydwóch :D
Czekam na nowość!
Co tak krótko.. aż do Ciebie niepodobne :P Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńjestem jak najbardziej za kontynuowaniem tego opowiadania, naprawde mi sie podoba. ;) pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJeestem! Uf, przepraszam, ale ostatnio na żadne blogi nie zaglądam, bo nie mam czasu :(
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie, uwieelbiam! Aż nie wiem, co mam napisać xd
Końcówka zapowiada nam jakieś tajemnice, problemy iii już się nie mogę doczekać :D
Krótki i niepozbierany komentarz, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz :D